środa, 13 lipca 2022

Heather

Wstanie z łóżka i przygotowanie się do nadchodzącego dnia, wcale nie jest oznaką stabilnego zdrowia psychicznego. Ubranie się we względnie czyste ciuchy i rozczesanie włosów, również nie. Wniosek z tego jest prosty. Wszystkie podrzucane mi przez matkę, zupełnie dyskretnie ma się rozumieć, broszury na temat depresji, nadają się co najwyżej do podtarcia tyłka. A i to z pewnością byłby wyczyn. Tak czy siak, robię to wszystko, a nawet wysilam się na jakiekolwiek szczątki makijażu, byleby tylko nie wpasować się w kanon bliskiej załamania nastolatki. Nie żeby mogło to zmylić obsesyjnie obserwującą mnie rodzicielkę, tak całkiem przypadkiem również niezwykle cenioną terapeutkę od traum, znaną zapewne nawet poza dziurą, w której tak sie składa mieszkamy. I choć wiem, że czeka mnie przeprawa przez morze pytań, koncert zatroskanych min i pewnie kilka awantur po drodze, dzięki tym wszystkim powierzchownym czynnością czuje się na siłach stawiać opór. Wyglądam normalnie, mogę też czuć się normalnie. Chyba. -Heather, śniadanie! Wzdrygam się, jak zwykle słysząc to imię i nim dopadnie mnie chwila zwątpienia, opuszczam pokój. Jedyne miejsce, w któlrym czuje się względnie stabilnie. Nie żeby było to miejsce szczególnie wyjątkowe, ale wystarczy, że jest znajome i w pełni moje. Idę przez obwieszony fotografiami korytarz, celowo nie skupiając się na żadnym ze zdjęć. Każde z nich jest bujdą i kłamstwem. Każde jedno kpi z tego kim jestem. -Heather! -Idę! - mimo szczerych chęci nie umiem ukryć irytacji w głosie. - Odpuść trochę, serio. Poczytaj książkę czy coś, nie jesteś moim strażnikiem więziennym. -Za to ty jesteś niesprawiedliwa. I przestań zachowywac się tak, jakbyś naprawdę była w więzieniu. -Och, doprawdy? Czyli mogę pożyczyć auto i skoczyć, no nie wiem, do galerii handlowej? Obserwowałam jak zmarszczka na czole mamy niebezpiecznie się zwęża. Nie był to najlepszy znak, ale też nie najgorszy. Może, gdyby to życie nie było moim życiem, nawet by na to przystała. Jak każdy normalny rodzic, podałaby mi te przeklęte kluczyki i udzieliła przydługiego kazania pod tytułem ''jeśli rozwalisz mój samochód, spotka cię coś znacznie gorszego niż śmierć, zrozumiano?'', albo coś w ten deseń. Ciężko stwierdzić, tego typu zachowania widywałam wyłącznie w tasiemcach puszczanych non stop w telewizji. Tej jednej atrakcji zdecydiowanie mi nie brakowało. -Wiem, że jesteś sfrustrowana - przemówiła w końcu swoim typowym terapeutycznym tonem, wyraźnie ważąc każde nastepne słowo. - Też byłabym na twoim miejscu. Jeśli naprawdę chcesz gdzieś pojechać, zjedz śniadanie a zawiozę cię dokąd zechcesz, słowo. Błysk nadziei w moich oczach zniknął tak szybko jak się pojawił. -Nie to miałam na myśli. -Wiem - powtórzyła, ale bez względu ile razy miałaby to jeszcze powiedzieć, wcale nic nie wiedziała. - Nie mniej, doktor Harrington i ja uważamy, że to nie jest jeszcze odpowiednia pora. Błąd. Tylko jedno z nich uważało, że to nie jest JESZCZE odpowiednia pora i z całą pewnością nie był to mój terapeuta. Wręcz mogę się założyć, że powstały temat stanowił między nimi coś w rodzaju konfiktu zawodowego. Bo choć moja matka nie mogła prowadzić ze mną sesji, bardzo utrudniała zadanie tym, którzy mogli. W przeciągu czterech miesięcy przerobiłam już trzech lekarzy i tylko doktor Harris przejawiał imponujący upór, by trzymać się swoich metod leczenia, a nie tych odpowiadających oczekiwaniom mojej rodzicielce. Tak czy siak, nie mógł mieć wpływu na wszystko, a to co działo się poza ścianami jego gabinetu to już w ogóle inna historia.

piątek, 2 października 2020

Rozdział 4

 Po śniadaniu wszyscy udaliśmy się do salonu. Plan zakładał dłuższe lub krótsze zapoznanie Chantal z chłopakami, a następnie wybycie w odosobnione miejsce, bym mógł jak najdłużej nacieszyć się jej obecnością. Nie przemyślałem tylko, że ta dziewczyna nie stosuje się do żadnych planów. Właściwie to nie byłem pewien czy takie słowo w ogóle figuruje w jej słowniku. Coś mi jednak podpowiadało, że raczej nie.

W każdym razie zaczęło się całkiem nieźle. Chantal przysiadła na wielkim fotelu z miną wielkiego rozrabiaki, wielkimi oczami koloru gradowego nieba szukając, co teraz może spsocić. 

-Więc, co sprowadza cię do Londynu, Chantal? - Liam usiadł naprzeciw niej, szczerze zaciekawiony i zupełnie nieświadomy, że dziewczyna nie usiedzi spokojnie przez całą rozmowę.

-Przygoda! - odpowiedziała, unosząc ręce wysoko w górę. - Zawsze fascynował mnie Londyn, ponure miasto tętniące życiem. To trochę sprzeczne, nie sądzisz?

-Paryż jako stolica miłości wydaje się mimo to ciekawszy - Harry lowelas nie ustawał w swoich zalotach. Chyba będę musiał mu później solidnie wyjaśnić, że nie każda ładna dziewczyna jest w obrębie jego możliwości. A już zwłaszcza taka, która pojawiła się ze mną. 

-Miłość jest oklepana - Chantal wstała i z wolna zaczęła zwiedzać całe pomieszczenie. - Miłość to coś co ludzie sobie wymyślili, żeby nadać swojemu życiu odrobinę sensu. Te amorki i serduszka i obrazki z pierścionkami zaręczynowymi pod wieżą Eiffla...tak, Paryż jest równie przereklamowany i nudny.


czwartek, 1 października 2020

Rozdział 6

 Przyznaję, czułem lekki niepokój przechadzając się po najbardziej ruchliwej części Londynu. Miałem co prawda przyciemniane okulary i czapkę bejsbolową, ale i tak czułem się aż nazbyt odsłonięty. Na szczęście jak zwykle zadziałała teoria naszego ochroniarza. Im mniej spodziewano się mnie gdzieś zobaczyć, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanę rozpoznany. Co prawda ochroniarz wspominał również o tym, że najgłupszym pomysłem na jaki mogę wpaść jest odwiedzenie takiego miejsca bez obstawy, jednak postanowiłem puścić to w niepamięć. Przynajmniej na krótką chwilę. - Jesteśmy już blisko? - Chantal szła ze mną za rękę. Już kawałek wcześniej kazałem zamknąć jej oczy. Musiała mi naprawdę ufać, bo ani przez chwilę nie podglądała, ani nie panikowała, że na coś wpadnie. -  Możesz otworzyć oczy.

Zrobiła to bez namysłu i od razu wciągnęła głośno powietrze. 
- Jest większy niż na pocztówce! 
- Tak, można powiedzieć że te piętnaście centymetrów kartki nie oddaje wielkości ogromnego młyńskiego koła. 
Zaśmiała się lekko i już zaczęła ciągnąć mnie w stronę długiej kolejki. Wprawdzie upierałem się by pominąć tą część atrakcji i wcisnąć się na sam przód, korzystając z przywilejów sławy. 
- Non! - ucięła stanowczo, gdy tylko ta propozycja padła z moich ust. - Musisz oduczyć się życia z otoczką mistyczności i docenić życie przeciętnych szarych ludzi.
- To wcale nie tak...
-Zayn, kiedy zrozumiesz, że dla mnie nie jesteś jedną piątą One Direction? Widzę w tobie zwykłego niezwykłego człowieka i tego będziemy się trzymać.
- Zwykłego niezwykłego? - Wysiliłem się na lekki uśmiech, rozbawiony tym dobrem słów. 
- Oui, wyróżniasz się na tle innych ludzi. Jesteś cholernie seksowny i wcale nie odstajesz przy tych charakterem. Ale sława? Nie ma tu nic do rzeczy.
Nie mam pewności, jednak wydaje mi się, że to był właśnie ten moment gdy kompletnie i nieodwołalnie się w niej zakochałem. Bez żadnych fajerwerków i trzęsień ziemi. Po prostu poczułem, że ta dziewczyna stała się niebezpiecznie wielką częścią mojego życia. Dziewczyna, którą poznałem przypadkiem i zaledwie przed dwoma tygodniami. Dziewczyna, w której żyłach płynęła prawdziwa gorąca francuska krew. Dziewczyna, której oczy odbijały w sobie kalejdoskop emocji. Dziewczyna, która rozbrajała szczerością i nie bawiła się ze mną w subtelności. Dziewczyna, która dokładnie wiedziała czego chce. Dziewczyna, która zupełnie zbiła mnie z nóg, oświadczając wszem i wobec, że ma gdzieś mój status gwiazdy. Dziewczyna, która prosto z mostu nazwała mnie seksownym i nie zmieszało jej to nawet trochę.
- Chantal...
- Nasza kolej! - Krzyknęła z entuzjazmem.
Może to tylko kwestia szoku jaki przeżyłem uświadamiają sobie stan moich uczuć, ale odniosłem wrażenie, że ona bardzo dobrze wiedziała co chcę powiedzieć i bardzo zależało jej na tym by tego nie usłyszeć. 

Trzeba jej przyznać, zachwytem mogła pobić na głowę nie jedno dziecko. Roziskrzonymi oczami chłonęła widoki, ręce i nos miała niemal całkowicie rozpłaszczone na szybie i przynajmniej raz na minutę z jej ust wydobywało się przeciągłe 'och'.
Kiedy przejażdżka dobiegła końca i ponownie znaleźliśmy się na ziemi, uśmiechała się od ucha do ucha. Właściwie uśmiech prawie nigdy nie schodził jej z ust. Tylko te nieliczne momenty gdy myślami odbiegała tak daleko, że traciła kontakt z rzeczywistością pozwalały mi widzieć ją bez uśmiechu. Nie znaczyło to jednak że brakowało jej powagi. Wręcz przeciwnie, niemal każde jej słowo miało ukryte dno i gdyby tak skupić się nad ich interpretacją powstały by głęboko refleksyjne przemyślenia. Pod tą powierzchowną beztroską kryło się coś co chciała przekazać, tego byłem absolutnie pewien. 
-Zayn, mówię do ciebie. 
-Przepraszam, zamyśliłem się. O czym mówiłaś? 
- Pytałam czy mamy jakieś plany na resztę dnia, no wiesz, skoro dzisiaj to ty dowodzisz. 
- Póki co musimy dotrzeć do auta, nie napotykając po drodze żadnych szalonych fanek.
- W takim razie musimy to zrobić naprawę bardzo szybko. - zatrzymała się i wykonała kilka rozciągnięć. Chyba zaczynałem się domyślać do czego zmierza. - Ścigamy się? 
A jednak.
- Mam jakiś wybór? -westchnąłem z uśmiechem.
- Zawsze masz wybór - odpowiedziała z całą stanowczością. - Więc jak będzie?
- Poniesiesz druzgocącą porażkę - poinformowałem ją, co jednak wcale jej nie zmartwiło.
Zastanawiało mnie jak ma zamiar ścigać się w spódnicy i obcasach, Chantal natomiast nie przywiązała do tego szczególnej uwagi. Pozostawało mi mieć  nadzieję, że nie straci po drodze wszystkich zębów.
- Dobra. - Stanęła na starcie i kazała mi zrobić to samo. - Na trzy. Raz, start!
Zaczęła biec, zostawiając mnie w tyle z głupią miną.
- Hej! Oszukujesz!
Dogoniłem ją i złapałem za rękę. Zaśmiała się i szarpnęła skrępowaną kończynę, ani na moment nie przestają biec.
- Nikt nie powiedział, że będzie fair!
Przewróciłem oczami, to było do przewidzenia. Mimo to nie zamierzałem się poddawać. Poza tym ewidentnie było widać, że dziewczyna zaczyna się męczyć. Nie wyglądała jakby miała słabą kondycję, tymczasem po krótkiej chwili opadła z sił. Biegła jednak dalej. Była zbyt uparta by teraz się poddać.
- Pękasz?
- Huh? - Zerknęła na mnie przelotne, zupełnie nie rozumiejąc co mam na myśli.  Najwyraźniej nie zdążyła opanować potocznego angielskiego.
- Masz już dość?
- W życiu!
Przyspieszyła. Dałem jej chwilę przewagi, świadomy, że w trzech susach znajdę się daleko przed nią. Może i prościej byłoby to zakończyć, ale taka porażka wcale by jej nie zadowoliła. A ja wcale nie chciałem jej unieszczęśliwiać.
Twarz miała czerwoną z wysiłku, a włosy co chwile wpadły jej do oczu. Mimo to wyglądała jakby świetnie się bawiła.
Nagle znaleźliśmy się na parkingu, a Chantal prawie, że wpadła na moje auto.
- Wygrałam! - Oddychała ciężko, z uśmiechem na ustach.
- Dałem ci wygrać - położyłem się obok niej.
- To bez znaczenia. Ostatecznie to ja wygrałam i tylko to się liczy.
Miało to w sobie nieco sensu, ale nie zamierzałem mówić tego na głos. Jej ego i tak było już niebezpiecznie wysokie. Ostatni raz głęboko odetchnąłem, przywracając mojemu sercu normalny rytm. Biorąc pod uwagę to jaki nacisk kładzie się na naszą formę powinienem się wstydzić, że tak krótki bieg wtrącił mnie z rytmu. A może to nie tylko przed wysiłek, tego nie mogłem być w stu procentach pewny. Chantal przymknęła na chwilę oczy, jej oddech jak zupełna odwrotność był płytki i ani trochę nie sugerował, że się zmęczyła choć przecież było to widać na pierwszy rzut oka.
Zrobiłem krok w jej stronę i skłamałbym gdybym powiedział, że wcale nie zamierzałem jej pocałować. Jednak gdy byłym już dostatecznie blisko, ona nagle odwróciła się do mnie plecami, znosząc się kaszlem.
- Wszystko gra? - Powinienem dostać nagrodę w kategorii najbardziej durnych pytań.
- Oui, masz chusteczki?
Podałem jej całą paczkę, którą przyjęła nawet nie racząc mnie jednym spojrzeniem. Na palcach miała krew i chyba właśnie to starała się przede mną ukryć.
- Chantal, jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Oui, ugryzłam się w język, obrzydlistwo.
Odwróciła się do mnie przodem, uśmiechając się niepewnie. Rąbkiem chusteczki otarła kącik ust. Była blada, ale poza tym nie wykazywała żadnych niepokojących objawów.
- Nienawidzę widoku krwi - skrzywiła się teatralne i jak najszybciej pozbyła się zabrudzonej chusteczki.
Przyznaję, mogłem zwrócić na to więcej uwagi. Ale nie miałem żadnych podstaw by kwestionować jej słowa i chyba nawet nie chciałem tego robić. Za bardzo podobała mi się wizja wygody i komfortu, które od niej otrzymywałem. Nadmiar niewygodnych pytań mógłby to wszystko zniszczyć.
Więc po prostu przytaknąłem, w duchu przewracając oczami za swój egoizm.
- Jesteśmy już przy aucie, co teraz? - Chantal nie miała za grosz cierpliwości.
- Niespodzianka.
Oczy jej rozbłysły jej na te słowa, lecz niemal od razu ten blask został zastąpiony podejrzliwością.
- A to nie była niespodzianka?
- Za kogo mnie masz? Powiedziałaś, że przyjechała tutaj z zamiarem przejechania się London Eye, gdybym zrobił z tego niespodziankę, no cóż wypadłbym w raczej słabym świetle.
Liczyłem, że to zakończy rozmowę, ale Chantal nie była z natury ustępliwa. Zadawała mnóstwo pytań, proponowała zabawę w 'ciepło-zimno', a nawet postanowiła mnie przekupić.
- Zapłacę! - wykrzyknęła ze śmiechem.
- Chantal, błagam. - Byłem o krok od wybuchnięcia śmiechem.
- Mówię całkowicie poważnie!
Pogrzebała chwilę w torebce po czym wyciągnęła z niej zwitek banknotów.
-Jeden banknot za jedną podpowiedź, piszesz się?
-Masz świadomość, że moje konto bankowe jest wystarczająco wypełnione? - spojrzałem na nią z zadziornym uśmiechem, licząc, że odwdzięczy się tym samym. Ale przecież moje życie byłoby beznadziejnie nudne, gdyby ta rózowowłosa istota choć raz postąpiła tak jak podejrzewałem. Zatem nie otrzymałem nawet najmniejszego uśmiechu, a niesamowicie długą i ledwie zrozumiałą przez nadmiar francuskich przekleństw tyradę, jak to pieniądze gubią człowieka.
-Nie da się kupić wszystkiego - zakończyła, a dla podkreślenia dramaturgii swojej wypowiedzi teatralnie westchnęła. - Także cieszę się, że naszą pierwszą kłótnię mamy już za sobą.
-To nie była żadna kłótnia, nie dałaś mi nawet dojść do sło...
-Oczywiście, że ci wybaczę - przerwała. - Aczkolwiek gdybyś chciał mnie bardziej udobruchać, a wiedz, że zdecydowanie powinieneś...
-Chantal.
-...to daj mi jedną podpowiedź dokąd teraz mnie zabierasz.
-Jesteś niemożliwa, wiesz? 
-Nieprawda, przecież istnieje.
Co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Istniała, była tutaj, w powietrzu czułem delikatny zapach jej perfum, a w głowie kotłowała mi się myśl, co by było, gdyby nagle istnieć przestała. Była to jednak na tyle nierealna myśl, że dość szybko przepadła w morzu innych, o wiele radośniejszych. Czego bym o świecie nie wiedział, jedno jest pewne, nie można ot tak zniknąć bez śladu, zaś Chantal odchodząc musiałaby zabrać ze sobą mnie.

Rozdział 5

 Noc spędziliśmy w wynajętym przez Chantal pokoju. W tle grała muzyka, a my kochaliśmy się, dokładnie poznając swoje ciała. Nasze niecierpliwie palce błądziły po rozpalonej skórze, a z ust raz na jakiś czas wydobywały się pełne zadowolenia jęki. To była zupełna odwrotność naszego pierwszego, gorączkowo seksu. Nie chodziło już po prostu o zaspokojenie, potrzebowaliśmy swojej wzajemnej bliskości jak powietrza. 

W pewnym momencie Chantal zagryzła dolną wargę i mocno wbił paznokcie w moje plecy. Doszedłem zaraz po niej, raz po raz cicho szepcząc jej imię. Nie z jakiegoś szczególnie ważnego powodu, po prostu uwielbiałam sposób w jaki układało się na moich ustach. Jakbym wypowiadał na głos niezwykle cenną tajemnicę. 
Chantal przywarła do mnie, wciąż nierówno oddychając. Leżała tak chwilę bez ruchu, uśmiechając się pod nosem. Lekko odgarnąłem jej z twarzy mokre kosmyki włosów, a wtedy uniosła głowę i posłała mi prawdziwy, szeroki uśmiech. 
- Kiedy czuję cię w sobie, mam wrażenie, że jestem kompletna. Czy to dziwne? 
- Nie, chyba nie.
- W takim razie, w porządku. 
Zamrugała, wyraźnie zmęczona i nagle poderwała się, siadając. W jej oczach pojawiły się wesołe iskierki, o wiele bardziej dające mi podgląd w jej nastrój niż wszystkie uśmiechy i zapewnienia razem wzięte.
- Och, jak się cieszę! - Niemal wykrzyknęła, nie mogąc się powstrzymać by nie wznieść rąk w powietrze. - Tak strasznie się cieszę, że cię poznałam, Zayn!
Zeskoczyła z łóżka i zgasiła lampkę. Moje oczy niemal od razu przyzwyczaiły się do mroku. Mogłem obserwować jak zupełnie niewzruszona swoją nagością rozciąga się niczym kotka, po czym obkręca się na czubkach palców. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, bezwstydnie chłonąc wzrokiem jej ciało. Zbyt zaabsorwany tym widokiem, nie wychwyciłem momentu, gdy rzuciła się na mnie. Ze śmiechem złaczyła nasze usta.
- Tak strasznie się cieszę! - Powtórzyła między pocałunkami. 
- Chantal, zupełnie nie mogę za tobą nadążyć - przekręciłem się tak by nad nią górować. Nie wyglądała na szczególnie przejętą tym faktem.
- Nie musisz.
- Daj mi szansę - poprosiłem.
Dotknęła mojego policzka. Instynktownie dostosowałem się do jej dotyku, przymykając oczy. Ciężko opisać jak ona na mnie działała. To było coś o wiele więcej niż zwykła chęć przebywania z nią. Każdy dotyk i każde słowo, to za mało. I bałem się, że to nowe uczucie kiedyś wywoła we mnie ogromne spustoszenie. Tak jakby nie dało się uniknąć bólu za odrobinę przyjemności, za Chantal. A jednak nie mogłem odpuścić. Bo to byłoby jeszcze gorsze. 
- Chantal...
- Nie, przestań. 
- Z czym?
- Przestań tyle myśleć. 
- Przy tobie nie trudno o to.
- Nie - mruknęła. - Musi być coś więcej. 
Zatrzepotała rzęsami jakby chcąc odpędzić od siebie sen. Przez chwilę wyglądało na to, że znowu zrobi coś szalonego, ale ostatecznie musiała się poddać. Powieki jej opadły, a ręka, którą trzymała na moim policzku, bardzo powoli zsunęła się na kołdrę. 
Jeszcze nie miałem okazji obserwować jej w trakcie snu. Zasypialiśmy razem, bądź też robiłem to pierwszy. Nie mogłem się nadziwić jak spokojnie wyglądała. Zupełne przeciwieństwo zwykle rozszalałej dziewczyny. I w tym wszystkim było coś niepokojącego. Jednak nim zdążyłem zastanowić się nad tym choć trochę lepiej, Chantal poruszyła się przez sen, robiąc gwałtowny ruch ręką. A to niby ja tak strasznie rzucałem się w trakcie snu.
Uważając by nie oberwać, nachyliłem się i ostatni raz pocałowałem ją lekko w czoło. Ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnęła się delikatnie i zmniejszyła dzielącą nas odległość. Wtedy też sam zdecydowałem się na sen. Bo co innego mi pozostało, gdy już się na nią napatrzyłem?

Może i byłem zdziwiony tym, że zasnęła pierwsza, ale już zupełnie nie zdziwił mnie fakt, że nie zastałem jej rano u swego boku. Właściwie było mi to trochę na rękę. Mogłem wykonać kilka telefonów, w czasie gdy ona przebywała poza pokojem. Kończyłem ostatnią rozmowę, gdy drzwi się otworzyły. Chantal wykonała komiczny pokaz starając się je zamknąć bez użycia rąk, bo też obie ręce miała zajęte, a o pomocy nie chciała słyszeć. 
- Otworzyłam je sama i mogę je również zamknąć, oui?
- Tylko później nie mów, że nie próbuję być dżentelmenem - zażartowałem. - Co tam masz?
- Śniadanie.
Postawiła tackę na stoliku przy łóżku i ściągnęła skórzaną kurtkę. Nie mogłem się nie zaśmiać. Pod spodem miała piżamę i z tego co zdążyłem zauważyć nie pokwapiła się nawet by założyć stanik. Ale o dziwo nie to było tak szokujące, jak kapcie z króliczymi uszami, na które zwróciłem uwagę dopiero po dłuższej chwili. 
- To jest ten francuski szyk?
- Skoro idę po śniadanie, to powinnam wyglądać tak jakbym miała zamiar zjeść śniadanie - odpowiedziała takim tonem jakby to było cholernie oczywiste, po czym uśmiechnęła się w sposób nie do końca mówiący, że żartuje, ale też nie do końca świadczący o powadze. 
-Więc kiedy planujesz zakup szamponu to nie myjesz głowy dopóki nie będzie to widoczne?
- Nie bądź śmieszny - trzepnęła mnie lekko w ramię i zabrała się za rozpakowanie przyniesionych przez siebie rzeczy.
Dwie kawy, z tym że moja była zwyczajna, bez wariacji, jej zaś zawierała bitą śmietanę i nieprzyzwoicie dużo karmelu. Cztery kanapki, o dziwo wszystkie wyglądały tak samo. I do tego jedno ciastko, które Chantal od razu sobie zaklepała. Na początku może i bylem skory do walki o nie, ale po zjedzeniu kanapek naprawdę nie czułem głodu. Co innego Chantal, która wyglądała jakby z chęcią mogła coś jeszcze zjeść. Zadziwiające zważywszy na fakt, że była jeszcze chudsza niż przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Mamy na dzisiaj jakieś plany? - zapytała, zgarniając sobie z nosa resztki bitej śmietany. 
- Naturalnie, że mamy. 
Wyraźnie czekała na ciąg dalszy, ale dobitnie pokazałem, że nic więcej się nie dowie. Sprzątnąłem resztki z naszego posiłku i zabrałem się za szukanie swoich ubrań. Nie było to wcale łatwe, bo zostały rozrzucone po całym pokoju.
- Och, a więc niespodzianka - Chantal zaszczerbiotała, zupełnie niezrażona. 
Swoje poranne ubranie zamieniła na czerwoną rozkloszowaną spódnice z rajstopami krytymi do kolan oraz biały sweterek, który odsłaniał kawałek jej zgrabnego brzucha. Do tego jeszcze beżowe buty na obcasie i pasek w tym samym kolorze. 
- Nie mam pojęcia co zrobić z włosami - pożaliła się, stając przed niewielkim lustrem. 
Przez głowę przeleciała mi myśl, że gdyby taką uwagę wygłosiła jakakolwiek inna dziewczyna, czułbym irytację tym zbytnim przejęciem nad wyglądem. Tymczasem nie mogłem się zdobyć na okazanie podobnych uczuć względem Chantal.
Podszedłem do niej i złapałem w palce jeden kosmyk tych kolorowych włosów. 
- Zapleć je - doradziłem. 
- Tak myślisz? 
- Nieważne co z nimi zrobisz, i tak jesteś piękna. 
- Nawet gdybym całkiem je zgoliła? 
- Nawet wtedy, ale nie rób tego, bo uwielbiam ten różowy kolor.
Wtuliła się we mnie i trwała tak przez krótką chwilę. Następnie zaplotła włosy w dość niechlujnego francuza i zgarniając z walizki torebkę, wygłosiła uwagę, jak to zawsze musi na mnie czekać. Przewróciłem oczami, ale nie skomentowałem tego. W pewnym sensie przywykłem, że dziewczyna robi wszystko by odpędzić od siebie wspomnienia słów i gestów, które w jej mniemaniu przejawiały za dużo czułości. 
Choć Chantal nie miała pojęcia dokąd ją zabieram, sprawiała wrażenie jakby doskonale wiedziała, w którą stronę powinna się udać. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie stanęła przed moim autem. Naprawdę, powinienem nieco lepiej orientować się w sytuacji, nawet jeśli przy niej było to cholernie trudne zadanie.
-Teraz mi zdradzisz, gdzie się wybieramy?
- Wtedy nie byłaby to niespodzianka - zauważyłem. 
- Och, w porządku. Skoro tak stawiasz sprawę to uprzedź nim dojedziemy na miejsce, no wiesz, zakryję sobie oczy i zrobię efektowne wow.
W dalszym ciągu paplała wesoło, a ja słuchałem z lekkim uśmiechem na ustach. Właściwie nie miało znaczenia jaki temat poruszała, bo i tak pochodziła do tego z ogromnym zaangażowaniem. Na przykład przez dobre dziesięć minut nawijała o pogodzie, a ja zorientowałem się w tym dopiero po dłuższej chwili, bo też zmylił mnie ten entuzjazm. Pogoda była wyjątkowo ładna jak na Anglię, ale wyjątkowo przeciętna jak na resztę świata. Deszcz co prawda nie padał, a i chmur było mniej niż zwykle, lecz
słońce nie grzało zbyt mocno, czego można by oczekiwać latem. Z początku planowałem na czas wolny jakiś wyjazd w miejsce o wiele cieplejsze od tego, ale Chantal skutecznie mnie od tego odwiodła, samym tylko pojawieniem się. 
- Uch - dziewczyna przekręciła się, walcząc z pasem i uniosła nogę. 
- Próbujesz mnie kopnąć? 
- Nie bądź śmieszny, rajtuzy mi się zsunęły. 
- Tak, to przecież zupełnie uczywiste.
Dalej walczyła ze swoim ubraniem, ja zaś robiłem wszystko by skupić się na drodze.  Nie było to łatwe zadanie. Dziewczyna nie słynęła z subtelności i raz po raz migało mi przed oczami więcej odkrytego ciała niż jest to przyzwoite. W końcu zjechałem na pobocze, uznając że dalsza jazda przy takim rozproszeniu jest po prostu niebezpieczna. 
Wpiłem się w jej wargi nim jeszcze zauważyła, że stoimy w miejscu. 
-Och.
Tylko tyle z siebie wykrztusiła, oddając pocałunki. Przekręciła się, lądując całym ciężarem ciała na mnie, ale jak się okazało nie miało to większego podtekstu. 
- Co robisz? - mruknąłem, gdy zaczęła się wiercić w każdą możliwą stronę. 
- Metka mnie gryzie!
Powiedziała to z takim oburzeniem, że nie mogłem się nie zaśmiać. To była jedna z tych rzeczy, które mnie w niej pociągały. Wszystko musiała przeżywać dwa razy mocniej od innych ludzi, a nie było w tym ani trochę przerysowania. Była szczera i bezpośrednia. Peszyła innych samym tylko pojawieniem się, jakby każdy z góry wiedział, że nie można jej dorównać. 
- Pomóc ci?
- Koniecznie. 
Jednak wcale nie miała na myśli metki. Zamiast tego przerzuciła mi nogę przez uda i na nowo odnalazła moje usta. Nie mogłem się skupić, bliskość jej ciała, zapach jej włosów, oddech pachnący miętą i kawą. Jej palce bładzące po moim karku i ręka napierająca na tors.
Uniosła się lekko, szukając wygodniejszej pozycji. Moje dłonie od razu odnalazły jej biodra przykryte teraz zupełnie zbędnym ubraniem. 
Nie wiedziałem już czy tylko się całujemy, czy dążymy do czegoś więcej. Z nią właśnie tak było. Nie trudno było przejść z niewinnych pocałunków do seksu.
Jedną ręką przejechałem po jej brzuchu, z satysfakcją zauważając , że przechodzącą ją od tego dreszcze. Zatrzymałem się przed samym stanikiem,  serce waliło jej jak oszalałe i było coś fascynującego w odczuwania tego pod swoją dłonią. 
Jęknęła, mocniej zaciskając uda po obu moich udach. Ochyliła lekko głowę jakby chcąc się nieco otrząsnąć i z powrotem do mnie przywarła, gdy moje usta przyssały się do jej szyi.
- Strasznie się wiercisz - zauważyłem ze śmiechem. 
- Ciii, nie przestawaj - zarządziła, ale głos się jej lekko załamał i nie wyszło to tak władczo jak początkowo planowała. 
I dokładnie w tym momencie cały nastrój zepsuł dzwoniący telefon. Chantal podskoczyła, zaskoczona tym nagłym dźwiękiem, a ja nie wiedziałem czy się śmiać czy raczej złościć. Dopiero widząc malujące się na twarzy Chantal rozbawienie, zdecydowałem się na pierwszą opcję. 
Sięgnęła po mój telefon i wpierw patrząc na wyświetlacz, odebrała. 
- Lou, muszę cię lojalnie uprzedzić, że zepsułeś najlepszą grę wstępną w dziejach - i tyle było z naszej powagi. Dziewczyna zaczęła się śmiać bez opamiętania, co było cholernie zaraźliwe. - Już daje ci Zayna - wykrztusiła. - Być może cię nie wykastruje. 
- Cokolwiek teraz powiesz, musisz wiedzieć, że czuję się bardzo związany z moimi szlachetnymi częściami ciała i wolałbym się z nimi nie rozstawawać - Tommo uprzedził na wstępie. 
- Uwierz, zrobię wszystko żeby uniknąć widoki twoich tak zwanych szlachetnych części. 
- No tak, to bardzo przyzwoite z twojej strony - wydawał się nieco uspokojony. 
- Zdradzisz w końcu dlaczego dzwonisz? Czy dalej będziemy rozmawiać o twoim penisie? 
Chantal parsknęła. Nachyliła się, całując mnie lekko w policzek i zjechała niżej na żuchwę. Z rozmysłem starała się mnie rozproszyć.
- No tak, kompletnie wyleciało mi to z głowy. Bo widzisz, zaczęło się od tego, że nikt nie chciał do ciebie zadzwonić... - usta Chantal drażniąco powoli muskały moją szyję. - ...no i wtedy Harry wpadł na pomysł żeby ciągnąć losy, swoją stroną to bardzo rozmyślne, nie sądzisz? - Jej ręka zjechała na moje krocze. - ...i wiesz, że nigdy nie miałem szczęścia do tego typu rzeczy. Także do przewidzenia było, że właśnie ja... - Z mojego gardła wydobył się cichy jęk, skutecznie zagłuszony przez paplaninę Louisa. - Opierałem się, no jasne, że tak! Jednak oni byli nieugięci!
- Lou, możesz przejść do rzeczy? Jestem tak trochę zajęty.
Chantal uśmiechnęła się łobuzarsko i wzruszyła ramionami jakby chcąc powiedzieć 'No co?'.
- Właśnie do tego zmierzam. Chodzi o to, że to coś co mieliśmy załatwić, no Niall miał usta pełne jedzenia kiedy to robił i zaszła pewna nieścisłość. 
- Kurwa! 
Ta dziewczyna potrafiła doprowadzić do szału. Wszystko we mnie krzyczało, że niewiele brakuje, a nie pokażę się w tych spodniach publicznie. W dodatku zrobiły się nagle zbyt ciasne. 
- Nie, nie - uspokoił Lou. - Dom publiczny nie ma tu nic do rzeczy! Tak więc moje pytanie jest następujące, robimy wymianę czy...
- Nie mogę teraz rozmawiać - rozłączyłem się nim zdążył dokończyć zdanie. - Chantal, co według ciebie mam teraz zrobić? 
- Och, znam pewien sposób - powiedziała to tak niewinnym tonem, że na chwilę straciłem rezon. 
- Po tym jak z takim trudem poprawiłaś rajstopy?
- Pewne rzeczy wymagają poświęceń - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. 
- Musimy iść na tył - choć byliśmy z dala od ludzi to i tak wolałem zabezpieczyć się przyciemnianymi szybami. 
Chantal odwrotnie niż zwykle wylądowała na górze, jednak wcale nie zamierzała zmieniać pozycji. Pomogłem jej ściągnąć moje spodnie i pozbyć się jej rajstop wraz z majtkami.
Powoli, trochę niepewnie na mnie usiadła.
- Och. To takie...
- Dziwne?
- Oui. Co mam robić? 
Niemal widziałem w jej oczach te ogniki ekscytacji, jakby nie mogła się doczekać tego co ma nastąpić. Czasami trudno było zapamiętać, że byłem jej pierwszym i wcale nie miała dużego doświadczenia. Cóż, ja też nie na codzień uprawiałem seks w aucie.
- Po prostu się poruszaj, tak jak zawsze.
Tak jak wcześniej odnalazłem jej biodra i odpowiednio nakierowałem. Kiedy złapała rytm, przestałem jej pomagać. Z resztą, byliśmy tak podnieceni, że nie trwało to długo. Chantal nabrała gwałtownie powietrza i oparła głowę w na moim ramieniu. Doszedłem zaraz po niej, czując, że jest to jeden z najlepszych organów w moim życiu. 
- Więc co z moją niespodzianką? - Chantal  wyglądała na kompletnie wykończoną, ale w jej głosie wyraźnie dało się usłyszeć podekscytowanie. 
- Jeszcze ci mało? 
- Zawsze mi mało. - Rozejrzała się po tylnym siedzeniu, marszcząc brwi. - Merde, gdzie się podziała moja bielizna?

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Przyznaję, czułem lekki niepokój przechadzając się po najbardziej ruchliwej części Londynu. Miałem co prawda przyciemniane okulary i czapkę bejsbolową, ale i tak czułem się aż nazbyt odsłonięty. Na szczęście jak zwykle zadziałała teoria naszego ochroniarza. Im mniej spodziewano się mnie gdzieś zobaczyć, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanę rozpoznany. Co prawda ochroniarz wspominał również o tym, że najgłupszym pomysłem na jaki mogę wpaść jest odwiedzenie takiego miejsca bez obstawy, jednak postanowiłem puścić to w niepamięć. Przynajmniej na krótką chwilę.
- Jesteśmy już blisko? - Chantal szła ze mną za rękę. Już kawałek wcześniej kazałem zamknąć jej oczy. Musiała mi naprawdę ufać, bo ani przez chwilę nie podglądała, ani nie panikowała, że na coś wpadnie.
-  Możesz otworzyć oczy.
Zrobiła to bez namysłu i od razu wciągnęła głośno powietrze.
- Jest większy niż na pocztówce!
- Tak, można powiedzieć że te piętnaście centymetrów kartki nie oddaje wielkości ogromnego młyńskiego koła.
Zaśmiała się lekko i już zaczęła ciągnąć mnie w stronę długiej kolejki. Wprawdzie upierałem się by pominąć tą część atrakcji i wcisnąć się na sam przód, korzystając z przywilejów sławy.
- Non! - ucięła stanowczo, gdy tylko ta propozycja padła z moich ust. - Musisz oduczyć się życia z otoczką mistyczności i docenić życie przeciętnych szarych ludzi.
- To wcale nie tak...
-Zayn, kiedy zrozumiesz, że dla mnie nie jesteś jedną piątą One Direction? Widzę w tobie zwykłego niezwykłego człowieka i tego będziemy się trzymać.
- Zwykłego niezwykłego? - Wysiliłem się na lekki uśmiech, rozbawiony tym dobrem słów.
- Oui, wyróżniasz się na tle innych ludzi. Jesteś cholernie seksowny i wcale nie odstajesz przy tych charakterem. Ale sława? Nie ma tu nic do rzeczy.
Nie mam pewności, jednak wydaje mi się, że to był właśnie ten moment gdy kompletnie i nieodwołalnie się w niej zakochałem. Bez żadnych fajerwerków i trzęsień ziemi. Po prostu poczułem, że ta dziewczyna stała się niebezpiecznie wielką częścią mojego życia. Dziewczyna, którą poznałem przypadkiem i zaledwie przed dwoma tygodniami. Dziewczyna, w której żyłach płynęła prawdziwa gorąca francuska krew. Dziewczyna, której oczy odbijały w sobie kalejdoskop emocji. Dziewczyna, która rozbrajała szczerością i nie bawiła się ze mną w subtelności. Dziewczyna, która dokładnie wiedziała czego chce. Dziewczyna, która zupełnie zbiła mnie z nóg, oświadczając wszem i wobec, że ma gdzieś mój status gwiazdy. Dziewczyna, która prosto z mostu nazwała mnie seksownym i nie zmieszało jej to nawet trochę.
- Chantal...
- Naszą kolej! - Krzyknęła z entuzjazmem.
Może to tylko kwestia szoku jaki przeżyłem uświadamiają sobie stan moich uczuć, ale odniosłem wrażenie, że ona bardzo dobrze wiedziała co chcę powiedzieć i bardzo zależało jej na tym by tego nie usłyszeć.

Trzeba jej przyznać, zachwytem mogła pobić na głowę nie jedno dziecko. Roziskrzonymi oczami chłonęła widoki, ręce i nos miała niemal całkowicie rozpłaszczone na szybie i przynajmniej raz na minutę z jej ust wydobywało się przeciągłe 'och'.
Kiedy przejażdżka dobiegła końca i ponownie znaleźliśmy się na ziemi, uśmiechała się od ucha do ucha. Właściwie uśmiech prawie nigdy nie schodził jej z ust. Tylko te nieliczne momenty gdy myślami odbiegała tak daleko, że traciła kontakt z rzeczywistością pozwalały mi widzieć ją bez uśmiechu. Nie znaczyło to jednak że brakowało jej powagi. Wręcz przeciwnie, niemal każde jej słowo miało ukryte dno i gdyby tak skupić się nad ich interpretacją powstały by głęboko refleksyjne przemyślenia. Pod tą powierzchowną beztroską kryło się coś co chciała przekazać, tego byłem absolutnie pewien.
' Zayn, mówię do ciebie.
-Przepraszam, zamyśliłem się. O czym mówiłaś?
- Pytałam czy mamy jakieś plany na resztę dnia, no wiesz, skoro dzisiaj to ty dowodzisz.
- Póki co musimy dotrzeć do auta, nie napotykając po drodze żadnych szalonych fanek.
- W takim razie musimy to zrobić naprawę bardzo szybko. - zatrzymała się i wykonała kilka rozciągnięć. Chyba zaczynałem się domyślać do czego zmierza. - Ścigamy się?
A jednak.
- Mam jakiś wybór? -westchnąłem z uśmiechem.
- Zawsze masz wybór - odpowiedziała z całą stanowczością. - Więc jak będzie?
- Poniesiesz druzgocącą porażkę - poinformowałem ją, co jednak wcale jej nie zmartwiło.
Zastanawiało mnie jak ma zamiar ścigać się w spódnicy i obcasach, Chantal natomiast nie przywiązała do tego szczególnej uwagi. Pozostawało mi mie  nadzieję, że nie straci po drodze wszystkich zębów.
- Dobra. - Stanęła na starcie i kazała mi zrobić to samo. - Na trzy. Raz, start!
Zaczęła biec, zostawiając mnie w tyle z głupią miną.
- Hej! Oszukujesz!
Dogoniłem ją i złapałem za rękę. Zaśmiała się i szarpnęła skrępowaną kończynę, ani na moment nie przestają biec.
- Nikt nie powiedział, że będzie fair!
Przewróciłem oczami, to było do przewidzenia. Mimo to nie zamierzałem się poddawać. Poza tym ewidentnie było widać, że dziewczyna zaczyna się męczyć. Nie wyglądała jakby miała słabą kondycję, tymczasem po krótkiej chwili opadła z sił. Biegła jednak dalej. Była zbyt uparta by teraz się poddać.
- Pękasz?
- Huh? - Zerknęła na mnie przelotne, zupełnie nie rozumiejąc co mam na myśli.  Najwyraźniej nie zdążyła opanować potocznego angielskiego.
- Masz już dość?
- W życiu!
Przyspieszyła. Dałem jej chwilę przewagi, świadomy, że w trzech susach znajdę się daleko przed nią. Może i prościej byłoby to zakończyć, ale taka porażka wcale by jej nie zadowoliła. A ja wcale nie chciałem jej unieszczęśliwiać.
Twarz miała czerwoną z wysiłku, a włosy co chwile wpadły jej do oczu. Mimo to wyglądała jakby świetnie się bawiła.
Nagle znaleźliśmy się na parkingu, a Chantal prawie, że wpadła na moje auto.
- Wygrałam! - Oddychała ciężko, z uśmiechem na ustach.
- Dałem ci wygrać - położyłem się obok niej.
- To bez znaczenia. Ostatecznie to ja wygrałam i tylko to się liczy.
Miało to w sobie nieco sensu, ale nie zamierzałem mówić tego na głos. Jej ego i tak było już niebezpiecznie wysokie. Ostatni raz głęboko odetchnąłem, przywracając mojemu sercu normalny rytm. Biorąc pod uwagę to jaki nacisk kładzie się na naszą formę powinienem się wstydzić, że tak krótki bieg wtrącił mnie z rytmu. A może to nie tylko przed wysiłek, tego nie mogłem być w stu procentach pewny. Chantal przymknęła na chwilę oczy, jej oddech jak zupełna odwrotność był płytki i ani trochę nie sugerował, że się zmęczyła choc przecież było to widać na pierwszy rzut oka.
Zrobiłem krok w jej stronę i skłamałbym gdybym powiedział, że wcale nie zamierzałem jej pocałować. Jednak gdy byłym juz dostatecznie blisko, ona nagle odwróciła się do mnie plecami, znosząc się kaszlem.
- Wszystko gra? - Powinienem dostać nagrodę w kategorii najbardziej durnych pytań.
- Oui, masz chusteczki?
Podałem jej całą paczkę, którą przyjęła nawet nie racząc mnie jednym spojrzeniem. Na palcach miała krew i chyba właśnie to starała się przede mną ukryć.
- Chantal, jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Oui, ugryzłam się w język, obrzydlistwo.
Odwróciła się do mnie przodem, uśmiechając się niepewnie. Rąbkiem chusteczki otarła kącik ust. Była blada, ale poza tym nie wykazywała żadnych niepokojących objawów.
- Nienawidzę widoku krwi - skrzywiła się teatralne i jak najszybciej pozbyła się zabrudzonej chusteczki.
Przyznaję, mogłem zwrócić na to więcej uwagi. Ale nie miałem żadnych podstaw by kwestionować jej słowa i chyba nawet nie chciałem tego robić. Za bardzo podobała mi się wizja wygody i komfortu, które od niej otrzymywałem. Nadmiar niewygodnych pytań mógłby to wszystko zniszczyć.
Więc po prostu przytaknąłem, w duchu prsewracajac oczami za swój egoizm.
- Jesteśmy już przy aucie, co teraz? - Chantal nie miała za grosz cierpliwości.
- Niespodzianka.
Oczy jej rozbłysły jej na te słowa, lecz niemal od razu ten blask został zastąpiony podejrzliwością.
- A to nie była niespodzianka?
- Za kogo mnie masz? Powiedziałaś, że przyjechała tutaj z zamiarem przejechania się London Eye, gdybym zrobił z tego niespodziankę, no cóż wypadłbym w raczej słabym świetle.
Liczyłem, że to zakończy rozmowę, ale Chantal nie była z natury ustępliwa. Zadawała mnóstwo pytań, proponowała zabawę w 'ciepło-zimno', a nawet postanowiła mnie przekupić.
- Zapłacę! - wykrzyknęła ze śmiechem.
- Chantal, błagam. - Byłem o krok od wybuchnięcia śmiechem.
- Mówię całkowicie poważnie!
Pogrzebała chwilę w torebce po czym wyciągnęła z niej zwitek banknotów.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 3

Budząc się byłem pewien, że zobaczę obok siebie śpiącą Chantal. Tymczasem jej strona łóżka okazała się pusta. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się po całym pokoju. Dziewczyna stała przy oknie, odwrócona do mnie plecami. Na sobie miała mój podkoszulek, który sięgał jej nieco za pośladki.
Wstałem i podszedłem do niej. Nie zareagowała. Kciukiem uniosłem nieco t-shirt, tak jak myślałem pod nim nie miała nic. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Na obu udach miała tatuaże.
Espérer i Liberté.
Nie mogłem uwierzyć, że wczoraj ich nie zauważyłem.
-Co to znaczy? - zapytałem, gładząc jeden z nich.
-Nadzieja - odpowiedziała drżącym głosem. Musiała odchrząknąć by kontynuować. - Wolność.
Kiedy ponownie chciałem je dotknąć, gwałtownie odwróciła się do mnie przodem. Moje ręce wylądowały na jej pośladkach, co niekoniecznie jej przeszkadzało. Nachyliła się chcąc mnie pocałować, ale uchyliłem się tak by jej usta zetknęły się z moim policzkiem.
-Nie umyłem zębów.
-Ja umyłam - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. - Och, prawie zapomniałam. Kupiłam ci kawę.
Głową kiwnęła w stronę stolika nocnego. Ucałowałem ją w czoło i sięgnąłem po życiodajny napój. Dopiero wypijając połowę zawartości kubka, mogłem się odezwać.
-Ratujesz mi życie.
-Taka już moja rola.
Uklękła przy walizce i zaczęła grzebać w stercie idealnie złożonych ubrań. Najwyraźniej czuła się przy mnie zupełnie swobodnie, bo nie rzucała w moją stronę tysiąca spojrzeń, jakby w obawie, że mogę się nudzić. Wybierała ciuchy, a ja w tym czasie miałem znaleźć sobie własne zajęcie. I choć nie robiłem tego nawet w domu, postanowiłem zaścielić łóżko. Było to lepsze niż bezczynne siedzenie. Poprawiłem poduszki i sięgnąłem po kołdrę, która była w naprawdę kiepskim stanie. Zwątpiłem nawet czy ma wszystkie cztery rogi. Nie zamierzałem się jednak wycofać. To, że jestem gwiazdą nie znaczy, że nie umiem nic wokół siebie zrobić. Strzepałem kołdrę i już miałem ułożyć ją na prześcieradle, gdy w oczy rzuciła mi się niewielka plama krwi.
Zmarszczyłem brwi. Co prawda Chantal przez moment miała niewyraźną minę, ale cała reszta jej zachowań świadczyła co innego.
-Chantal?
-Tak? - Najwyraźniej oderwałem ją od podjęcia bardzo istotnej decyzji, bo wyglądała na lekko rozkojarzoną. Patrzyła to na mnie, to na trzymane w rękach bluzki i nie mogła wybrać na czym powinna skupić się bardziej.
Wskazałem na brudne prześcieradło. Odłożyła bluzki do walizki i podeszła do mnie z miną eksperta.
-Hmm, chyba trzeba je wyrzucić - zadeklarowała w końcu i od razu wprowadziła słowa w czyn.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-Że jesteś dziewicą.
Rozejrzała się, szukając kosza na śmieci. W końcu zlokalizowała jego położenie i pozbyła się pościeli.
-Nie róbmy z tego wielkiej sprawy. To tylko seks, oui?
-Po prostu...
-Przestań - mówiła miękko, ale stanowczo. - Nie jestem jak inne dziewczyny, nie potrzebuje takiej troski.
- Masz rację, nie jesteś jak inne dziewczyny.
Wróciła do walizki i wyciągnęła z niej wybrane ubrania. Nie zważając na moją obecność ściągnęła koszulkę i bez pośpiechu nałożyła wpierw majtki, a następnie stanik. Tak roznegliżowana podeszła do radia.
-Nienawidzę ciszy - wyjaśniła, przewijając następne piosenki. W końcu zdecydowała się na niezwykle wesoły utwór.
Już miała wracać po resztę ciuchów, ale złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Stanęła pomiędzy moimi nogami, w pełni świadoma tego jak na mnie działa. Powoli usiadła mi okrakiem na kolanach i wsunęła mi rękę pod bokserki. Jej palce z ciekawością błądziły po moim penisie, doprowadzając mnie tym do szału. Opadłem na łóżko, a ona od razu wykorzystała sytuację. Ściągnęła moje bokserki i przegryzła wargę, dokładnie go oglądając.
-Podoba mi się to jak bardzo pragniesz mojego dotyku.
Odsunęła się gwałtownie, a ja nie mogłem powstrzymać jęku zawodu. Miała rację, nie zniósł bym gdyby przerwała w takim momencie, moja słabość ją podniecała. Bawiła się mną.
-Chantal - mruknąłem, z każdą chwilą pragnąc jej coraz bardziej.
-Tak? - Nachyliła się nad moją twarzą, łaskocząc mnie swoimi różowymi włosami.
Obejęła go ostrożnie, kątem oka cały czas badając moje reakcje. Kiedy westchnąłem, na jej usta wykwitł szeroki uśmiech. Zaczęła powoli poruszać ręką. Nadal siedząc na mnie okrakiem ociera się lekko, nie pozwalając mi przy tym zapomnieć, że dzieli nas jedynie cieniutka warstwa jej fig. W końcu nie mogę dłużej wytrzymać katuszy jakie mi funduje i dochodzę, dysząc głośno. Chantal patrzy przez moment na swoją brudną rękę, aż w końcu zlizuje z palca odrobinę spermy.
-Słone - informuje ni to z zaskoczeniem ni to tonem eksperta. Następnie uśmiecha się zwycięsko.- Widzisz? Bez całowania tez można świetnie się bawić.
Kręcę z niedowierzaniem głową. Ta dziewczyna to istny tajfun. Różowy tajfun.

Minęło sporo czasu nim Chantal w końcu się ubrała. Nie żebym narzekał. Mogłem godzinami obserwować jak tańczy roznegliżowana, jednocześnie dokładnie oglądając zawartość swojej walizki. W końcu wyciągnęła z niej jasne spodenki z wysokim stanem i granatowy crop top.
-Zupełnie nie zwróciłam uwagi na to co pakuję - wyznała, walcząc z włosami.
Może i nie jestem ekspertem, ale podrygując w takt muzyki raczej ciężko się uczesać.
-Pośpiech? - rozłożyłem się na łóżku. Naprawdę byłem ciekaw co ją sprowadziło do Londynu.
-Oui, kiedy zdecydowałam się na wyjazd z Paryża, okazało się, że najbliższy pociąg odjeżdża za dwie godziny. Spakowałam się, zostawiłam list dla rodziców i voila! Jestem.
-Dlaczego akurat Londyn?
-Zawsze chciałam przejechać się London Eye.
-I to był powód, dla którego uciekłaś z domu?
Skończyła zaplatać pierwszego warkocza i nim zrobiła takiego samego po drugiej stronie, obrzuciła mnie przeciągłym spojrzeniem.
-Mince, wcale nie uciekłam z domu.
-Z tego co mówisz, owszem, uciekłaś.
-Prawnie jestem samodzielna - oświadczyła z wyższością. - Sama o sobie decyduję. Po prostu nie chciałam, żeby mnie powstrzymywali. Jednostajnie życie nie jest dla mnie.
Nałożyła na głowę srebrny łańcuszek z delikatnymi listkami i uśmiechnęła się do swojego odbicia. W przeciwieństwie do niej musiałem zadowolić się wczorajszymi ubraniami i nie czułem się z tym szczególnie świeżo.
-Możesz podać mi wisiorek? Leży na stoliku.
Sięgnąłem po wskazaną biżuterię. Wisiorek miał tylko jedną zawieszkę, znak nieskończoności. Podszedłem do niej i ostrożnie umieściłem jej go na szyi. Nieskończoność od razu ułożyła się między jej obojczykami.
-Merci - podziękowała spoglądając na moje odbicie w lustrze.
W moim cieniu wyglądała cholernie niewinnie. Od trzech dni się nie goliłem i zarost pokrywał moje policzki. Oczy wciąż błyszczały mi od niedawnych doznań, a włosy sterczały w każdą stronę jak, no cóż, jak po seksie.
-Podoba ci się to co widzisz? - zapytała z psotną miną.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Uśmiechnęła się, ale zaraz ten uśmiech stężał na jej ustach. Zapatrzyła się w nieruchomy punkt przed sobą, oddychając powoli. Oczy jej się zaszkliły, jednak nie popłynęły żadne łzy. Chantal wzięła jeszcze jeden ostrożny wdech i potrząsnęła głową.
-Wszystko w porządku?
- S'il vous plaît? Och, tak. Wszystko gra. Zbieramy się?
-Dokąd? - Nie uszło mojej uwadze, że starannie unika kontaktu wzrokowego.
Nie patrząc więcej w lustro podeszła do walizki i wyciągnęła z niej trampki. Musiały być to te same co wczoraj, bo przy podeszwie i na czubkach dalej umazane były czarnym markerem.
-Ty wracasz do domu, a ja muszę sobie znaleźć nocleg na dzisiejszą noc.
-Przenocuj u mnie - wypaliłem nim zdążyłem to dokładnie przemyśleć.
Nigdy nie proponowałem takich rzeczy nowo poznanym dziewczynom, ale teraz było inaczej. Chantal cholernie różniła się od innych dziewczyn.
Zamarła z ręką na suwaku i ewidentnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po raz pierwszy wprowadziłem ją w osłupienie.
-Cóż, wątpię by to mieściło się w twoim sprecyzowanym grafiku - odparła powoli.
-Przestań, to tylko jedna noc.
-Tylko jedna? - Upewniła się, marszcząc w skupieniu brwi.
-Tak. Pozwól mi spędzić z tobą jeszcze jeden dzień, później nie będę cię zatrzymywał.
Specjalnie użyłem słowa 'dzień', dając jej do rozumienia, że niczego od niej nie oczekuję. Nie proponuję jej noclegu w zamian za seks.
-Dlaczego nie? - Wzruszyła ramionami. - Może być fajnie.
Rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że nie zostawiła nigdzie swoich rzeczy. Kiedy miała już pewność, że jest kompletnie spakowana, podała mi swoją walizkę.
-Czeka nas jeszcze droga do twojego auta - przypomniała.
Śmiejąc się ruszyłem za nią do wyjścia. Zamknęła drzwi i poszła oddać klucz. Kiedy wróciła nie omieszkała zauważyć, że jest głodna i z chęcią zjadłaby coś w drodze do mojego domu.
-Zatrzymamy się po drodze w subway'u.
Jeśli myślałem, że będzie się ograniczać tylko dlatego, że je w moim towarzystwie, byłem w błędzie. Chantal pochłonęła całego omleta z bekonem i jeszcze podkradła z miski dla dzieci garść kolorowych cukierków. Mając przed oczami jej chudą sylwetkę, naprawdę z trudem mogłem uwierzyć, że ma taki apetyt.
-Chcesz jednego? - Podsunęła mi cukierka. Z reguły nie jadam słodyczy, ale tym razem nie mogłem odmówić.
-Dzięki.
Oblizała ze smakiem wargi. Język miała fioletowo - niebieski od zjedzonych łakoci.  Kiedy jej to uświadomiłem, z zainteresowaniem wyciągnęła lusterko i sama oceniła efekt.
-Merde! A ja wzięłam ich tak mało! - Z żalem spojrzała na trzy ostatnie cukierki. - Gdybym wiedziała, że barwią, zabrałabym całą miskę!
Pokręciłem z rozbawieniem głową, pewny,  że właśnie tak by postąpiła. Po niej wszystkiego można było się spodziewać.
-A ja miałbym niby wpłacić za ciebie kaucję?
-Coś ty! Mój urok osobisty wszystko by załatwił.
-Byłaś kiedyś w areszcie?
-Raz czy dwa. Ten świat jeszcze nie dojrzał do pojęcia mojego geniuszu - wyszczerzyła się w uśmiechu. Dziąsła powoli zaczynały robić się równie fioletowe co język.
Bałem się zapytać o co została oskarżona, skoro wylądowała na policji. Wspominając wczorajszy dzień i to jak uciekała przed ochroniarzem, mogłem się domyślać, że niszczenie mienia to jeden z zarzutów.
Dojechaliśmy na miejsce. Chantal z uznaniem spojrzała na ogromną willę. Żwawym krokiem podeszła pod drzwi i zaczekała aż do niej dołączę z ogromną walizką w obu rękach.
-Możesz otworzyć - podsunąłem, a ona parsknęła śmiechem i weszła do holu.
Ściągnęła trampki nim uprzedziłem, że nie musi tego robić. Zrobiła kilka kroków jakby badając grunt, aż w końcu odwróciła się w moją stronę i jak małe dziecko zaczęła się ślizgać.
-Woo, chyba ubiłam interes życia.
Wpadła na mnie śmiejąc się głośno. Nie mogłem pozostać obojętny na jej radość i sam zacząłem się śmiać.
-Zayn? - Harry krzyknął z głębi domu.
-To ja! - odkrzyknąłem i zwróciłem się do Chantal. - Chodź, poznasz moich przyjaciół.
Ta dziewczyna naprawdę nigdy nie czuła się speszona. Śmiało ruszyła przed siebie, ciekawie rozglądając się we wszystkie strony. Parę razy musiałem kazać jej zawrócić, gdy skręciła nie tam gdzie trzeba. Dotarliśmy do kuchni gdzie Harry smażył jajecznicę, a Niall mu w tym przeszkadzał, co miało znaczyć mniej więcej tyle, że za wszelką cenę starał się pomóc.
-Chłopaki to Chantal - obaj odwrócili się w moją stronę zaintrygowani, nigdy nie przyprowadzałem nikogo do domu. - Chantal to Harry i Niall.
-Salut.
-No nie wierzę! Chłopaki mamy gościa! - Niall wybiegł z kuchni zwołać resztę sabatu.
Harry zupełnie zapomniał o smażonej jajecznicy i pospiesznie poprawił swoją  burzę loków.
-Styles, chyba coś przypalasz - zwróciłem mu uwagę, na co wrócił do gotowania. Nie znaczyło to jednak, że przestał rzucać Chantal maślane spojrzenia.
W kuchni pojawił się Louis, a za nim zaspany Liam. Muszę przyznać, że był to dość niecodzienny widok. Liam przeważnie budził się pierwszy, a nawet jeśli nie to i tak nigdy nie spał do południa.
-Harry, co ja Ci mówiłem o gotowaniu bez mojego nadzoru? - zapytał siląc się na surowy ton. Niestety ziewnięcie zepsuło cały efekt.
-Spokojna głowa Li, robię się w tym coraz lepszy.
-Cześć, jestem Louis. Lider zespołu co jest oczywiste zważywszy na mój wygląd, talent i powodzenie u płci przeciwnej - Louis nawijał tak szybko, że patrząc na Chantal można było odnieść wrażenie, iż niewiele zrozumiała.
Mogła płynnie mówić po angielsku, ale nic nie mogło jej przygotować na nawijkę Louisa. Tym bardziej jeśli po pierwszym szoku reszta chłopaków bez skrupułów zaczęła zasypywać ją gradem pytań. Muszę ich kiedyś uświadomić, że to nie jest dobry patent na podryw.
-Wie, że mam dziewczynę? - Louis stanął obok mnie. - Nie chcę niezręcznych sytuacji.
-Mam dobry słuch - Chantal parsknęła śmiechem i choć nic nie mogło zbić jej z tropu cieszyłem się, że przynajmniej znalazło się coś co mogło zbić z tropu Tomlinsona.
-Może jajecznicy? - Harry włożył w to zdanie tyle kokieterii, że przez moment straciłem rezon czy jajecznica jest zwykłą bełtaniną jajek czy też najbardziej ekskluzywnym tropikalnym daniem.
-Właściwie to dopiero co jedliśmy śnia...
-Chętnie - przerwała mi Chantal. Zerknąłem na nią zaskoczony. Ledwie piętnaście minut temu zjedliśmy naprawdę spore śniadanie i mimo równych porcji, byłem tak najedzony, że ani mi się śniło wziąć kęsa czegokolwiek jeszcze. Tymczasem ona wyglądała na naprawdę głodną.
-W takim razie zapraszam do stołu.
Oglądanie największych łakomczuchów w akcji było doprawdy interesującym zajęciem. Niall rzecz jasna wychodził na prowadzenie, wymachując widelcem w takim tempie, że momentami ledwo można było go zobaczyć. Widelca w sensie, nie Nialla. Niall był wystarczająco głośny i ubrudzony resztami jajek, żeby można było ot tak go pominąć. Louis też całkiem nieźle sobie radził, choć pewnie szło by mu jeszcze lepiej, gdyby w drugiej dłoni nie dzierżył marchewki, przygryzanej co trzeci kęs. Harry starał się jeść z całą kulturą osobistą, najpewniej licząc na uznanie Chantal. Ta z kolei była tak zajęta swoim talerzem i porcją, która znikała z niego zdecydowanie zbyt szybko, że chyba nawet nie zorientowała się, że reszta chłopaków również spożywa posiłek. I w tym wszystkim byłem ja z Liamem, patrzący na to wszystko trochę z rozbawieniem, a trochę z wyrazem twarzy mówiącym ''no i cóż możemy począć z tą zgrają?''
Teoretycznie Payne musiał rozważać co zrobić z całą trójką  nieposkromionych szaleńców, a na mojej głowie chwilowo spoczywała tylko jedna osóbka. Dochodziłem jednak do wniosku, że wcale dzięki temu nie miałem mniej roboty. Ta dziewczyna była istnym tajfunem i nie byłem w stanie pojąć umysłem, że w moim życiu pojawiła się dopiero wczoraj. Nie, to było naprawdę niemożliwe. Przejmowała każdą moją myśl, każdy zakamarek mojego jestestwa i chyba czułem, że tak właśnie powinno być cały czas. A jednocześnie cholernie bałem się momentu, w którym zniknie, bo coś i mówiło, że nie dam rady poskromić jej na długo. Nie ją. 

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 2

Jak na ironię, po długim monologu Paula odnośnie imprezowania, znalazłem się w klubie. W przeciwieństwie jednak do innych tego typu wypadów nie zamierzałem się upić i wzbudzać skandali. Swoją drogą całe to gadanie o image'u to jeden wielki żart. Mając dwadzieścia jeden lat mogę legalnie przebywać w takich miejscach i pić alkohol, to nie powinno mieć nic wspólnego z fanami, których moje życie prywatne obchodzi nawet bardziej niż to tworzone z myślą o nich.
Tak czy inaczej przyszedłem tutaj, kierowany ciekawością. Chantal zostawiła mi tylko jedno zdanie z nazwą klubu. Nie podała ani godziny ani dnia, wobec tego mogłem się tylko spodziewać, że chciała by nasze następne spotkanie odbyło się jeszcze tego samego dnia, czy też nocy jak wypada sprostować.
Jako, że była sobota tłum panował niesamowity. Przeciśnięcie się do baru zajęło mi znacznie więcej czasu niż zazwyczaj, już nawet nie wspominając o tym, że po drodze kilka razy zostałem dźgnięty w żebra.
-Co podać? - barman ze znudzoną miną stanął naprzeciw mnie.
Uniosłem dłoń, gestem prosząc o czas do namysłu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo odwykłem od tak zwycznych miejsc. Z reguły wynajmowaliśmy salę dla VIP-ów, gdzie było znacznie mniej ludzi, a i kelnerzy bardziej przykładali się do swojej roboty licząc na większe napiwki. I o dziwo ta normalność podobała mi się chyba bardziej. Nie otaczali mnie sami ważniacy liczący ile drinków już wypiłem, ani do ilu dziewczyn zagadałem. To, że nie zamierzałem pić, a rozmawiać chciałem tylko z jedną dziewczyną nie miało teraz większego znaczenia. Gdybym tylko wiedział gdzie ją znaleźć.
Właściwie wydawało mi się, że to nie będzie trudne. Jej różowe włosy rzucały się w oczy z daleka, a przynajmniej tak zakładałem. Tymczasem rzeczywistość okazała się nieco inna.
- Salut - odwróciłem się gwałtownie słysząc jej głos. To się nazywa atak z zaskoczenia. - Comment ça va? - Musiałem zrobić głupią minę, bo dodała z uśmiechem. - Wybacz, czasami się zapominam. Jak się masz?
-Świetnie - zaśmiałem się lekko. Teraz naprawdę było świetnie.
-Dwa razy tequile, poproszę - zwróciła się do barmana, który był zbyt zajęty gapieniem się na nią by wychwycić zamówienie.
Właściwe wcale mu się nie dziwię. Chantal ubrała się w biały koronkowy crop top na cieniutkich ramiączkach i również białą spódnice sięgającą jej przed kostki. Zdecydowanie wyróżniała się wśród innych dziewczyn. Wyglądała niewinnie, a zarazem cholernie seksownie. To tyle jeśli chodzi o bycie obiektywnym.
W końcu dostała drinki i dziękując olśniewającym uśmiechem, podała mi jeden.
-Prowadzę  - odmówiłem. Przyjazd tutaj własnym autem miał mnie powstrzymać przed spożywaniem alkoholu i tego powinienem się trzymać.
-Nie daj się prosić.
-Chantal.
-Zayn - upiła trochę swojego trunku i oblizała ze smakiem usta. - Mmm, chcesz trochę?
Odniosłem dziwne wrażenie, że ma na myśli coś więcej niż tylko alkohol. Grając w jej grę, podszedłem bliżej niemal zupełnie niszcząc dzielącą nas odległość i wyciągnąłem rękę. Dziewczyna wstrzymała oddech i spojrzała na mnie wyczekująco. Ja tymczasem sięgnąłem po drinka stojącego na blacie za jej plecami, uśmiechnąłem się i powtórzyłem jej manewr z oblizaniem warg.
-Tak - opowiedziałem.
-Oui?
-Tak, chcę trochę.
Byłem pewien, że cała sytuacja choć trochę ją speszy. Nic z tego. Zaśmiała się dźwięcznie i dopijając swoją tequile zarzuciła mi ręce na szyję. Swoim ciałem przyległa do mojego i było w tym więcej intymności niż gdyby rozebrała mnie na oczach wszystkich klubowiczów. Była ode mnie nieco niższa więc musiała stanąć na placach by spojrzeć mi prosto w oczy. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując dołeczki w policzkach i przybliżyła się lekko cmokając mnie w kącik ust.
Mruknąłem niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Tymi subtelnymi gestami zdołała mnie pobudzić i nie chciałem już poprzestać na niewinnym całusie.
-Chodźmy zatańczyć - szepnęła mi wprost do ucha i spróbowała się delikatnie wywinąć z uścisku.
-Chyba żartujesz - przytrzymałem ją jedną ręką w talii i nakryłem jej usta swoimi.
Jęknęła zadowolona i wpiła palce w moje włosy. Jej oddech smakował
miętą i alkoholem, odniosłem wrażenie, że od teraz będzie to mój ulubiony smak. Kiedy zębami przegryzła moją dolną wargę, nie mogłem powstrzymać cichego westchnienia.
-Chodźmy zatańczyć - poprosiła między następnymi pocałunkami.
Nie miałem sił by się z nią spierać więc ostatecznie wylądowaliśmy na parkiecie. Chantal przymknęła zadowolona oczy i zaczęła poruszać się w takt muzyki. Wśród innych dziewczyn w kusych sukienkach wyglądała wręcz eteryczne. Kołysała biodrami, a jej biała spódnica szeleściła wokół jej nóg. Jedno ramiączko  zsunęło się jej na ramię, jednak nie zrobiła nic by to poprawić. Jeszcze chwilę przyglądałem się jej z zachwytem aż w końcu postanowiłem dołączyć do tańca. Czując moje ręce na swojej talii, otworzyła na chwilę oczy i ciałem dostosowała się do mojego. Nachyliłem się by obsypać pocałunkami jej nagie ramię, a wtedy drugą ręką zaczęła błądzić po moich jeansach. Kiedy znalazła to czego szukała musiałem całą uwagę skupić na jej miękkiej skórze, by nie dać nic po sobie poznać.
-Co robisz? - zapytałem szeptem, całując ją za uchem.
-To co czujesz.
Rozejrzałem się dyskretnie. Nikt jednak nie zwracał najmniejszej uwagi na jeszcze jedną tańczącą parę. Bo w ich oczach tak właśnie musieliśmy wyglądać. Jak tańcząca para. Nic więcej.
Palce Chantal drażniąco powoli wodziły po moim kroczu. Dokładnie czułem każdy jeden ruch, opuszki palców i długie paznokcie. Wśród wszystkich tych doznań dziewczyna nie zaprzestała kołysać biodrami, bezustannie się o mnie ocierając.
Dysząc ciężko nie pozostałem dłużny. Okrężnymi ruchami zacząłem gładzić jej nagi brzuch, czując jak pod moim dotykiem przechodzi ją dreszcz. Głowę oparła na moim torsie, oczy ponownie przymknęła. Wargi miała zaciśnięte, ale to  i tak nie powstrzymało jej jęku, gdy kciukiem zjechałem pod materiał spódnicy.
-Nie tutaj - wymruczała z trudem. - Merde, nie tutaj.
Miała rację. Co prawda trudno było mi się z nią zgodzić, jednak byłoby jeszcze trudniej gdybyśmy zawędrowali dalej. Otrzeźwiony wizją seksu na parkiecie skinąłem głową i pozwoliłem by prowadziła mnie w głąb klubu.
Co się ze mną działo. Znałem tą dziewczynę od paru godzin, a już byłem pod jej wpływem. Zachowywałem się jak Harry, może nie licząc tego, że nie zamierzałem jej sobie odpuścić po jednej nocy.
Opuściliśmy klub, a nocne powietrze momentalnie doprowadziło mnie do porządku. Nadal pragnąłem jej jak cholera, ale teraz przynajmniej mogłem racjonalnie myśleć.
-Nawet cię nie znam.
Chantal wzdrygła się od zimnego wiatru i szczelnie opatuliła się rękami. Jej strój był ładny, jednak mało praktyczny jak na londyjską pogodę. Odnajdując w sobie resztki dżentelmena zarzuciłem na jej blade ramiona moją skórzaną kurtkę.
-Co w tym złego? - Zerknęła na mnie przelotne, gładząc materiał skóry. - Nie oświadczasz mi się przecież.
Zaśmiała się z własnych słów po czym pociągnęła mnie za sobą. Kiedy nie zareagowałem na jej marny pokaż siły, zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę niczym ptak.
-Zayn, zapomnij na chwilę o swoim idealnym, poukładanym życiu i daj sobie na luz.
-Nie masz pojęcia o moim życiu - zaprzeczyłem.
-Pozwól mi zgadnąć. Twój dzień jest z góry zaplanowany, żeby przyjść dzisiaj do klubu musiałeś drastycznie zmienić grafik wobec czego jutro będziesz miał więcej pracy niż zazwyczaj. Boisz się improwizować. - Chciałem coś powiedzieć, ale pokręciła przecząco głową. - Pomyśl, że nim wstanie nowy dzień wszyscy możemy być martwi. A wtedy będziesz żałował, że nie podjąłeś więcej spontanicznych decyzji.
Nie mogłem zrobić nic innego jak podejść i po raz kolejny tej nocy posmakować jej warg. Czułem jak się uśmiecha, czułem jak jej ręce ponownie odnajdują moje krocze i czułem, że od tej pory nic już nie będzie takie samo.
-Mieszkam niedaleko.
-Jak niedaleko?
Pokręciła głową, rozbawiony moim brakiem cierpliwości.
Dziesięć minut później staliśmy przed motelem, a
Chantal głośno zastanawiała się co zrobiła z kluczami od pokoju. Nie miała przy sobie torebki więc musiała zostawić je na miejscu.
-Pod wycieraczką? - podsunąłem, a jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
-Oui! Uznałam, że nikt nie będzie tam szukał, bo to przecież takie oczywiste!
-I jeszcze sama się na to nabrałaś - odnalazłem klucz i otworzyłem drzwi.
Pokój był mały i raczej ubogi w meble, ale schludny. Gdyby nie walizka rzucona niedbale obok krzywej szafy, można by odnieść wrażenie, że jest niezamieszkany.
-Jutro i tak mnie tu nie będzie-wzruszyła ramionami.- Nie potrzebuję luksusów.
Czekałem na chwilę zwątpienia z jej strony, ale tak jak poprzednim razem - nic takiego nie nastąpiło. Dziewczyna zdawała się być pewna swoich zamiarów od samego początku. Tanecznym krokiem podeszła do radia stojącego przy łóżku i je włączyła. Nie znałem ani zespołu ani piosenki, ale od razu poczułem to coś. Przekaz, który bił z każdego dźwięku i nie pozwalał na zrobienie kroku w tył.
Chantal rozpuściła włosy z luźnego koka i potrząsnęła głową by je ujarzmić. Różowe fale ułożyły się miękko na jej łopatkach. Podszedłem bliżej by ich dotknąć, przekonać się czy rzeczywiście są takie jedwabiste, kiedy jednak byłem dostatecznie blisko ona się odwróciła. Zakołysała ciałem w rytm nowej piosenki, jej ręce powędrowały w powietrze, twarz nabrała zupełnie rozluźnionego wyrazu. Była taka piękna, gdy skupiała się tylko i wyłącznie na muzyce. Czy jest coś co może poruszyć muzyka bardziej niż taki widok?
Nagle otworzyła szeroko swoje szare oczy i położyła obie dłonie na moim torsie. Zakryłem je swoimi, o wiele większymi dłońmi. Wtedy dopiero zobaczyłem w jej twarzy iskrę niepewności. Jakby ten dotyk różnił się od pozostałych. I po chwili zrozumiałem, że rzeczywiście się różni. Jest w nim więcej czułości.
A więc to był jej słaby punkt. Strach przed uczuciami.
Złaczyłem nasze usta w żarliwym pocałunku. Od razu się uspokoiła i z zaangażowaniem oddała pocałunek. Zrzuciła z siebie kurtkę i to samo zrobiła z moją koszulką. Wtedy też odsunęła się na odległość jednego kroku i z ogromną uwagą przyjrzała się mojemu nagiemu torsowi. Nie. Przyjrzała się moim tatuażom. Przejechała po nich palcem wskazującym, cały czas przegryzając przy  tym dolną wargę.
-Piękne - szepnęła bardziej do siebie niż do mnie.
-Ty jesteś piękna - wypaliłem nim zdążyłem to dokładnie przemyśleć. Z drugiej strony oczekiwała ode mnie spontaniczności.
-Naprawdę? - Spojrzała na mnie z ukosa.
-Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo... - przy każdym 'bardzo' pozbawiałem jej kolejnej warstwy ubrania, aż w końcu stanęła przede mną naga. -...piękna.
-Teraz mi powiedz, że mam piękne oczy - podsunęła.
-Masz piękne oczy.
-Więc dlaczego w nie nie patrzysz? - Złapała mnie delikatnie za brodę i uniosła głowę.
Chciałem jej odpowiedzieć, ale za nic nie mogłem napatrzeć się na jej cudowne ciało. Była chudsza niż się spodziewałem, z łatwością policzyłem wszystkie jej żebra. I choć nienawidziłem gdy dziewczyna celowo się głodziła by osiągnąć taki efekt, szczerze wątpiłem by Chantal również musiała poddawać się diecie. Szyję miała pokrytą niedawno zrobionym malinkami i z jakiegoś powodu to nakręciło mnie jeszcze bardziej.
Nie mogłem dłużej wytrzymać bez jej dotyku. Przywarłem do niej całym ciałem, jednocześnie walcząc ze spodniami. Całując się opadliśmy na łóżko, a Chantal zgrabny ruchem rozpięła mój rozporek. Jeansy powędrowały do sterty jej ubrań, a bokserki zaraz po tym.
-Nie mam prezerwatywy - wbrew pozorom nie chodzę wszędzie z kondomem jakbym liczył na seks z każdą napotkaną dziewczyną.
-O to się nie martw - zapewniła.
Więc się nie martwiłem. Ułożyłem ją wygodniej na poduszkach i zacząłem całować każdy centymetr jej ciała. Zaczynając od ust, poprzez żuchwę, szyję, obojczyk i piersi. Jęknęła cicho, gdy moje wargi przyssały się do jej brodawki. Nakręcony tym dźwiękiem całowałem ją dalej. Skórę brzucha miała niezwykle wrażliwą, przy każdym kontakcie wzdrygała się lekko, a im niżej wędrowałem tym trudnej było jej leżeć nieruchomo. Jedną ręką złapałem ją za biodro chcąc przytrzymać ją w miejscu,
drugą leniwie gładziłem wewnętrzną stronę jej uda. Czułem jak robi się coraz bardziej mokra i niecierpliwa. Mój dotyk wystarczał by ją zadowolić.
-Dobrze ci?
-Mhmm - nawet nie otworzyła oczu, do reszty pochłonięta doznaniami.
Puściłem ją na moment i ułożyłem się tak by mieć na nią lepszy widok. Mruknęła niezadowolona tą nagłą przerwą i otworzyła jedno oko by móc obrzucić mnie oskarżycielskim spojrzeniem. I kto tu był niecierpliwy. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w czubek piegowatego nosa. Zaśmiała się cicho, marszcząc nos. Urwała, gdy powoli w nią wszedłem. Skrzywiła się, nim jednak zdążyłem to dokładnie wychwycić była już rozluźniona i z nową pasją zaczęła mnie całować. Jej wścibskie palce na nowo odnalazły moje tatuaże. Bładziła po  nich od toru po barki, ani na chwilę nie odrywając się przy tym od moich ust.
W pewnym momencie znieruchomiała z błogą miną.
- Merde!
To słowo było idealnym podsumowaniem, gdy wyczerpany padłam obok niej.