poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 3

Budząc się byłem pewien, że zobaczę obok siebie śpiącą Chantal. Tymczasem jej strona łóżka okazała się pusta. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się po całym pokoju. Dziewczyna stała przy oknie, odwrócona do mnie plecami. Na sobie miała mój podkoszulek, który sięgał jej nieco za pośladki.
Wstałem i podszedłem do niej. Nie zareagowała. Kciukiem uniosłem nieco t-shirt, tak jak myślałem pod nim nie miała nic. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Na obu udach miała tatuaże.
Espérer i Liberté.
Nie mogłem uwierzyć, że wczoraj ich nie zauważyłem.
-Co to znaczy? - zapytałem, gładząc jeden z nich.
-Nadzieja - odpowiedziała drżącym głosem. Musiała odchrząknąć by kontynuować. - Wolność.
Kiedy ponownie chciałem je dotknąć, gwałtownie odwróciła się do mnie przodem. Moje ręce wylądowały na jej pośladkach, co niekoniecznie jej przeszkadzało. Nachyliła się chcąc mnie pocałować, ale uchyliłem się tak by jej usta zetknęły się z moim policzkiem.
-Nie umyłem zębów.
-Ja umyłam - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. - Och, prawie zapomniałam. Kupiłam ci kawę.
Głową kiwnęła w stronę stolika nocnego. Ucałowałem ją w czoło i sięgnąłem po życiodajny napój. Dopiero wypijając połowę zawartości kubka, mogłem się odezwać.
-Ratujesz mi życie.
-Taka już moja rola.
Uklękła przy walizce i zaczęła grzebać w stercie idealnie złożonych ubrań. Najwyraźniej czuła się przy mnie zupełnie swobodnie, bo nie rzucała w moją stronę tysiąca spojrzeń, jakby w obawie, że mogę się nudzić. Wybierała ciuchy, a ja w tym czasie miałem znaleźć sobie własne zajęcie. I choć nie robiłem tego nawet w domu, postanowiłem zaścielić łóżko. Było to lepsze niż bezczynne siedzenie. Poprawiłem poduszki i sięgnąłem po kołdrę, która była w naprawdę kiepskim stanie. Zwątpiłem nawet czy ma wszystkie cztery rogi. Nie zamierzałem się jednak wycofać. To, że jestem gwiazdą nie znaczy, że nie umiem nic wokół siebie zrobić. Strzepałem kołdrę i już miałem ułożyć ją na prześcieradle, gdy w oczy rzuciła mi się niewielka plama krwi.
Zmarszczyłem brwi. Co prawda Chantal przez moment miała niewyraźną minę, ale cała reszta jej zachowań świadczyła co innego.
-Chantal?
-Tak? - Najwyraźniej oderwałem ją od podjęcia bardzo istotnej decyzji, bo wyglądała na lekko rozkojarzoną. Patrzyła to na mnie, to na trzymane w rękach bluzki i nie mogła wybrać na czym powinna skupić się bardziej.
Wskazałem na brudne prześcieradło. Odłożyła bluzki do walizki i podeszła do mnie z miną eksperta.
-Hmm, chyba trzeba je wyrzucić - zadeklarowała w końcu i od razu wprowadziła słowa w czyn.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-Że jesteś dziewicą.
Rozejrzała się, szukając kosza na śmieci. W końcu zlokalizowała jego położenie i pozbyła się pościeli.
-Nie róbmy z tego wielkiej sprawy. To tylko seks, oui?
-Po prostu...
-Przestań - mówiła miękko, ale stanowczo. - Nie jestem jak inne dziewczyny, nie potrzebuje takiej troski.
- Masz rację, nie jesteś jak inne dziewczyny.
Wróciła do walizki i wyciągnęła z niej wybrane ubrania. Nie zważając na moją obecność ściągnęła koszulkę i bez pośpiechu nałożyła wpierw majtki, a następnie stanik. Tak roznegliżowana podeszła do radia.
-Nienawidzę ciszy - wyjaśniła, przewijając następne piosenki. W końcu zdecydowała się na niezwykle wesoły utwór.
Już miała wracać po resztę ciuchów, ale złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Stanęła pomiędzy moimi nogami, w pełni świadoma tego jak na mnie działa. Powoli usiadła mi okrakiem na kolanach i wsunęła mi rękę pod bokserki. Jej palce z ciekawością błądziły po moim penisie, doprowadzając mnie tym do szału. Opadłem na łóżko, a ona od razu wykorzystała sytuację. Ściągnęła moje bokserki i przegryzła wargę, dokładnie go oglądając.
-Podoba mi się to jak bardzo pragniesz mojego dotyku.
Odsunęła się gwałtownie, a ja nie mogłem powstrzymać jęku zawodu. Miała rację, nie zniósł bym gdyby przerwała w takim momencie, moja słabość ją podniecała. Bawiła się mną.
-Chantal - mruknąłem, z każdą chwilą pragnąc jej coraz bardziej.
-Tak? - Nachyliła się nad moją twarzą, łaskocząc mnie swoimi różowymi włosami.
Obejęła go ostrożnie, kątem oka cały czas badając moje reakcje. Kiedy westchnąłem, na jej usta wykwitł szeroki uśmiech. Zaczęła powoli poruszać ręką. Nadal siedząc na mnie okrakiem ociera się lekko, nie pozwalając mi przy tym zapomnieć, że dzieli nas jedynie cieniutka warstwa jej fig. W końcu nie mogę dłużej wytrzymać katuszy jakie mi funduje i dochodzę, dysząc głośno. Chantal patrzy przez moment na swoją brudną rękę, aż w końcu zlizuje z palca odrobinę spermy.
-Słone - informuje ni to z zaskoczeniem ni to tonem eksperta. Następnie uśmiecha się zwycięsko.- Widzisz? Bez całowania tez można świetnie się bawić.
Kręcę z niedowierzaniem głową. Ta dziewczyna to istny tajfun. Różowy tajfun.

Minęło sporo czasu nim Chantal w końcu się ubrała. Nie żebym narzekał. Mogłem godzinami obserwować jak tańczy roznegliżowana, jednocześnie dokładnie oglądając zawartość swojej walizki. W końcu wyciągnęła z niej jasne spodenki z wysokim stanem i granatowy crop top.
-Zupełnie nie zwróciłam uwagi na to co pakuję - wyznała, walcząc z włosami.
Może i nie jestem ekspertem, ale podrygując w takt muzyki raczej ciężko się uczesać.
-Pośpiech? - rozłożyłem się na łóżku. Naprawdę byłem ciekaw co ją sprowadziło do Londynu.
-Oui, kiedy zdecydowałam się na wyjazd z Paryża, okazało się, że najbliższy pociąg odjeżdża za dwie godziny. Spakowałam się, zostawiłam list dla rodziców i voila! Jestem.
-Dlaczego akurat Londyn?
-Zawsze chciałam przejechać się London Eye.
-I to był powód, dla którego uciekłaś z domu?
Skończyła zaplatać pierwszego warkocza i nim zrobiła takiego samego po drugiej stronie, obrzuciła mnie przeciągłym spojrzeniem.
-Mince, wcale nie uciekłam z domu.
-Z tego co mówisz, owszem, uciekłaś.
-Prawnie jestem samodzielna - oświadczyła z wyższością. - Sama o sobie decyduję. Po prostu nie chciałam, żeby mnie powstrzymywali. Jednostajnie życie nie jest dla mnie.
Nałożyła na głowę srebrny łańcuszek z delikatnymi listkami i uśmiechnęła się do swojego odbicia. W przeciwieństwie do niej musiałem zadowolić się wczorajszymi ubraniami i nie czułem się z tym szczególnie świeżo.
-Możesz podać mi wisiorek? Leży na stoliku.
Sięgnąłem po wskazaną biżuterię. Wisiorek miał tylko jedną zawieszkę, znak nieskończoności. Podszedłem do niej i ostrożnie umieściłem jej go na szyi. Nieskończoność od razu ułożyła się między jej obojczykami.
-Merci - podziękowała spoglądając na moje odbicie w lustrze.
W moim cieniu wyglądała cholernie niewinnie. Od trzech dni się nie goliłem i zarost pokrywał moje policzki. Oczy wciąż błyszczały mi od niedawnych doznań, a włosy sterczały w każdą stronę jak, no cóż, jak po seksie.
-Podoba ci się to co widzisz? - zapytała z psotną miną.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Uśmiechnęła się, ale zaraz ten uśmiech stężał na jej ustach. Zapatrzyła się w nieruchomy punkt przed sobą, oddychając powoli. Oczy jej się zaszkliły, jednak nie popłynęły żadne łzy. Chantal wzięła jeszcze jeden ostrożny wdech i potrząsnęła głową.
-Wszystko w porządku?
- S'il vous plaît? Och, tak. Wszystko gra. Zbieramy się?
-Dokąd? - Nie uszło mojej uwadze, że starannie unika kontaktu wzrokowego.
Nie patrząc więcej w lustro podeszła do walizki i wyciągnęła z niej trampki. Musiały być to te same co wczoraj, bo przy podeszwie i na czubkach dalej umazane były czarnym markerem.
-Ty wracasz do domu, a ja muszę sobie znaleźć nocleg na dzisiejszą noc.
-Przenocuj u mnie - wypaliłem nim zdążyłem to dokładnie przemyśleć.
Nigdy nie proponowałem takich rzeczy nowo poznanym dziewczynom, ale teraz było inaczej. Chantal cholernie różniła się od innych dziewczyn.
Zamarła z ręką na suwaku i ewidentnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po raz pierwszy wprowadziłem ją w osłupienie.
-Cóż, wątpię by to mieściło się w twoim sprecyzowanym grafiku - odparła powoli.
-Przestań, to tylko jedna noc.
-Tylko jedna? - Upewniła się, marszcząc w skupieniu brwi.
-Tak. Pozwól mi spędzić z tobą jeszcze jeden dzień, później nie będę cię zatrzymywał.
Specjalnie użyłem słowa 'dzień', dając jej do rozumienia, że niczego od niej nie oczekuję. Nie proponuję jej noclegu w zamian za seks.
-Dlaczego nie? - Wzruszyła ramionami. - Może być fajnie.
Rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że nie zostawiła nigdzie swoich rzeczy. Kiedy miała już pewność, że jest kompletnie spakowana, podała mi swoją walizkę.
-Czeka nas jeszcze droga do twojego auta - przypomniała.
Śmiejąc się ruszyłem za nią do wyjścia. Zamknęła drzwi i poszła oddać klucz. Kiedy wróciła nie omieszkała zauważyć, że jest głodna i z chęcią zjadłaby coś w drodze do mojego domu.
-Zatrzymamy się po drodze w subway'u.
Jeśli myślałem, że będzie się ograniczać tylko dlatego, że je w moim towarzystwie, byłem w błędzie. Chantal pochłonęła całego omleta z bekonem i jeszcze podkradła z miski dla dzieci garść kolorowych cukierków. Mając przed oczami jej chudą sylwetkę, naprawdę z trudem mogłem uwierzyć, że ma taki apetyt.
-Chcesz jednego? - Podsunęła mi cukierka. Z reguły nie jadam słodyczy, ale tym razem nie mogłem odmówić.
-Dzięki.
Oblizała ze smakiem wargi. Język miała fioletowo - niebieski od zjedzonych łakoci.  Kiedy jej to uświadomiłem, z zainteresowaniem wyciągnęła lusterko i sama oceniła efekt.
-Merde! A ja wzięłam ich tak mało! - Z żalem spojrzała na trzy ostatnie cukierki. - Gdybym wiedziała, że barwią, zabrałabym całą miskę!
Pokręciłem z rozbawieniem głową, pewny,  że właśnie tak by postąpiła. Po niej wszystkiego można było się spodziewać.
-A ja miałbym niby wpłacić za ciebie kaucję?
-Coś ty! Mój urok osobisty wszystko by załatwił.
-Byłaś kiedyś w areszcie?
-Raz czy dwa. Ten świat jeszcze nie dojrzał do pojęcia mojego geniuszu - wyszczerzyła się w uśmiechu. Dziąsła powoli zaczynały robić się równie fioletowe co język.
Bałem się zapytać o co została oskarżona, skoro wylądowała na policji. Wspominając wczorajszy dzień i to jak uciekała przed ochroniarzem, mogłem się domyślać, że niszczenie mienia to jeden z zarzutów.
Dojechaliśmy na miejsce. Chantal z uznaniem spojrzała na ogromną willę. Żwawym krokiem podeszła pod drzwi i zaczekała aż do niej dołączę z ogromną walizką w obu rękach.
-Możesz otworzyć - podsunąłem, a ona parsknęła śmiechem i weszła do holu.
Ściągnęła trampki nim uprzedziłem, że nie musi tego robić. Zrobiła kilka kroków jakby badając grunt, aż w końcu odwróciła się w moją stronę i jak małe dziecko zaczęła się ślizgać.
-Woo, chyba ubiłam interes życia.
Wpadła na mnie śmiejąc się głośno. Nie mogłem pozostać obojętny na jej radość i sam zacząłem się śmiać.
-Zayn? - Harry krzyknął z głębi domu.
-To ja! - odkrzyknąłem i zwróciłem się do Chantal. - Chodź, poznasz moich przyjaciół.
Ta dziewczyna naprawdę nigdy nie czuła się speszona. Śmiało ruszyła przed siebie, ciekawie rozglądając się we wszystkie strony. Parę razy musiałem kazać jej zawrócić, gdy skręciła nie tam gdzie trzeba. Dotarliśmy do kuchni gdzie Harry smażył jajecznicę, a Niall mu w tym przeszkadzał, co miało znaczyć mniej więcej tyle, że za wszelką cenę starał się pomóc.
-Chłopaki to Chantal - obaj odwrócili się w moją stronę zaintrygowani, nigdy nie przyprowadzałem nikogo do domu. - Chantal to Harry i Niall.
-Salut.
-No nie wierzę! Chłopaki mamy gościa! - Niall wybiegł z kuchni zwołać resztę sabatu.
Harry zupełnie zapomniał o smażonej jajecznicy i pospiesznie poprawił swoją  burzę loków.
-Styles, chyba coś przypalasz - zwróciłem mu uwagę, na co wrócił do gotowania. Nie znaczyło to jednak, że przestał rzucać Chantal maślane spojrzenia.
W kuchni pojawił się Louis, a za nim zaspany Liam. Muszę przyznać, że był to dość niecodzienny widok. Liam przeważnie budził się pierwszy, a nawet jeśli nie to i tak nigdy nie spał do południa.
-Harry, co ja Ci mówiłem o gotowaniu bez mojego nadzoru? - zapytał siląc się na surowy ton. Niestety ziewnięcie zepsuło cały efekt.
-Spokojna głowa Li, robię się w tym coraz lepszy.
-Cześć, jestem Louis. Lider zespołu co jest oczywiste zważywszy na mój wygląd, talent i powodzenie u płci przeciwnej - Louis nawijał tak szybko, że patrząc na Chantal można było odnieść wrażenie, iż niewiele zrozumiała.
Mogła płynnie mówić po angielsku, ale nic nie mogło jej przygotować na nawijkę Louisa. Tym bardziej jeśli po pierwszym szoku reszta chłopaków bez skrupułów zaczęła zasypywać ją gradem pytań. Muszę ich kiedyś uświadomić, że to nie jest dobry patent na podryw.
-Wie, że mam dziewczynę? - Louis stanął obok mnie. - Nie chcę niezręcznych sytuacji.
-Mam dobry słuch - Chantal parsknęła śmiechem i choć nic nie mogło zbić jej z tropu cieszyłem się, że przynajmniej znalazło się coś co mogło zbić z tropu Tomlinsona.
-Może jajecznicy? - Harry włożył w to zdanie tyle kokieterii, że przez moment straciłem rezon czy jajecznica jest zwykłą bełtaniną jajek czy też najbardziej ekskluzywnym tropikalnym daniem.
-Właściwie to dopiero co jedliśmy śnia...
-Chętnie - przerwała mi Chantal. Zerknąłem na nią zaskoczony. Ledwie piętnaście minut temu zjedliśmy naprawdę spore śniadanie i mimo równych porcji, byłem tak najedzony, że ani mi się śniło wziąć kęsa czegokolwiek jeszcze. Tymczasem ona wyglądała na naprawdę głodną.
-W takim razie zapraszam do stołu.
Oglądanie największych łakomczuchów w akcji było doprawdy interesującym zajęciem. Niall rzecz jasna wychodził na prowadzenie, wymachując widelcem w takim tempie, że momentami ledwo można było go zobaczyć. Widelca w sensie, nie Nialla. Niall był wystarczająco głośny i ubrudzony resztami jajek, żeby można było ot tak go pominąć. Louis też całkiem nieźle sobie radził, choć pewnie szło by mu jeszcze lepiej, gdyby w drugiej dłoni nie dzierżył marchewki, przygryzanej co trzeci kęs. Harry starał się jeść z całą kulturą osobistą, najpewniej licząc na uznanie Chantal. Ta z kolei była tak zajęta swoim talerzem i porcją, która znikała z niego zdecydowanie zbyt szybko, że chyba nawet nie zorientowała się, że reszta chłopaków również spożywa posiłek. I w tym wszystkim byłem ja z Liamem, patrzący na to wszystko trochę z rozbawieniem, a trochę z wyrazem twarzy mówiącym ''no i cóż możemy począć z tą zgrają?''
Teoretycznie Payne musiał rozważać co zrobić z całą trójką  nieposkromionych szaleńców, a na mojej głowie chwilowo spoczywała tylko jedna osóbka. Dochodziłem jednak do wniosku, że wcale dzięki temu nie miałem mniej roboty. Ta dziewczyna była istnym tajfunem i nie byłem w stanie pojąć umysłem, że w moim życiu pojawiła się dopiero wczoraj. Nie, to było naprawdę niemożliwe. Przejmowała każdą moją myśl, każdy zakamarek mojego jestestwa i chyba czułem, że tak właśnie powinno być cały czas. A jednocześnie cholernie bałem się momentu, w którym zniknie, bo coś i mówiło, że nie dam rady poskromić jej na długo. Nie ją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz