piątek, 2 października 2020

Rozdział 4

 Po śniadaniu wszyscy udaliśmy się do salonu. Plan zakładał dłuższe lub krótsze zapoznanie Chantal z chłopakami, a następnie wybycie w odosobnione miejsce, bym mógł jak najdłużej nacieszyć się jej obecnością. Nie przemyślałem tylko, że ta dziewczyna nie stosuje się do żadnych planów. Właściwie to nie byłem pewien czy takie słowo w ogóle figuruje w jej słowniku. Coś mi jednak podpowiadało, że raczej nie.

W każdym razie zaczęło się całkiem nieźle. Chantal przysiadła na wielkim fotelu z miną wielkiego rozrabiaki, wielkimi oczami koloru gradowego nieba szukając, co teraz może spsocić. 

-Więc, co sprowadza cię do Londynu, Chantal? - Liam usiadł naprzeciw niej, szczerze zaciekawiony i zupełnie nieświadomy, że dziewczyna nie usiedzi spokojnie przez całą rozmowę.

-Przygoda! - odpowiedziała, unosząc ręce wysoko w górę. - Zawsze fascynował mnie Londyn, ponure miasto tętniące życiem. To trochę sprzeczne, nie sądzisz?

-Paryż jako stolica miłości wydaje się mimo to ciekawszy - Harry lowelas nie ustawał w swoich zalotach. Chyba będę musiał mu później solidnie wyjaśnić, że nie każda ładna dziewczyna jest w obrębie jego możliwości. A już zwłaszcza taka, która pojawiła się ze mną. 

-Miłość jest oklepana - Chantal wstała i z wolna zaczęła zwiedzać całe pomieszczenie. - Miłość to coś co ludzie sobie wymyślili, żeby nadać swojemu życiu odrobinę sensu. Te amorki i serduszka i obrazki z pierścionkami zaręczynowymi pod wieżą Eiffla...tak, Paryż jest równie przereklamowany i nudny.


czwartek, 1 października 2020

Rozdział 6

 Przyznaję, czułem lekki niepokój przechadzając się po najbardziej ruchliwej części Londynu. Miałem co prawda przyciemniane okulary i czapkę bejsbolową, ale i tak czułem się aż nazbyt odsłonięty. Na szczęście jak zwykle zadziałała teoria naszego ochroniarza. Im mniej spodziewano się mnie gdzieś zobaczyć, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanę rozpoznany. Co prawda ochroniarz wspominał również o tym, że najgłupszym pomysłem na jaki mogę wpaść jest odwiedzenie takiego miejsca bez obstawy, jednak postanowiłem puścić to w niepamięć. Przynajmniej na krótką chwilę. - Jesteśmy już blisko? - Chantal szła ze mną za rękę. Już kawałek wcześniej kazałem zamknąć jej oczy. Musiała mi naprawdę ufać, bo ani przez chwilę nie podglądała, ani nie panikowała, że na coś wpadnie. -  Możesz otworzyć oczy.

Zrobiła to bez namysłu i od razu wciągnęła głośno powietrze. 
- Jest większy niż na pocztówce! 
- Tak, można powiedzieć że te piętnaście centymetrów kartki nie oddaje wielkości ogromnego młyńskiego koła. 
Zaśmiała się lekko i już zaczęła ciągnąć mnie w stronę długiej kolejki. Wprawdzie upierałem się by pominąć tą część atrakcji i wcisnąć się na sam przód, korzystając z przywilejów sławy. 
- Non! - ucięła stanowczo, gdy tylko ta propozycja padła z moich ust. - Musisz oduczyć się życia z otoczką mistyczności i docenić życie przeciętnych szarych ludzi.
- To wcale nie tak...
-Zayn, kiedy zrozumiesz, że dla mnie nie jesteś jedną piątą One Direction? Widzę w tobie zwykłego niezwykłego człowieka i tego będziemy się trzymać.
- Zwykłego niezwykłego? - Wysiliłem się na lekki uśmiech, rozbawiony tym dobrem słów. 
- Oui, wyróżniasz się na tle innych ludzi. Jesteś cholernie seksowny i wcale nie odstajesz przy tych charakterem. Ale sława? Nie ma tu nic do rzeczy.
Nie mam pewności, jednak wydaje mi się, że to był właśnie ten moment gdy kompletnie i nieodwołalnie się w niej zakochałem. Bez żadnych fajerwerków i trzęsień ziemi. Po prostu poczułem, że ta dziewczyna stała się niebezpiecznie wielką częścią mojego życia. Dziewczyna, którą poznałem przypadkiem i zaledwie przed dwoma tygodniami. Dziewczyna, w której żyłach płynęła prawdziwa gorąca francuska krew. Dziewczyna, której oczy odbijały w sobie kalejdoskop emocji. Dziewczyna, która rozbrajała szczerością i nie bawiła się ze mną w subtelności. Dziewczyna, która dokładnie wiedziała czego chce. Dziewczyna, która zupełnie zbiła mnie z nóg, oświadczając wszem i wobec, że ma gdzieś mój status gwiazdy. Dziewczyna, która prosto z mostu nazwała mnie seksownym i nie zmieszało jej to nawet trochę.
- Chantal...
- Nasza kolej! - Krzyknęła z entuzjazmem.
Może to tylko kwestia szoku jaki przeżyłem uświadamiają sobie stan moich uczuć, ale odniosłem wrażenie, że ona bardzo dobrze wiedziała co chcę powiedzieć i bardzo zależało jej na tym by tego nie usłyszeć. 

Trzeba jej przyznać, zachwytem mogła pobić na głowę nie jedno dziecko. Roziskrzonymi oczami chłonęła widoki, ręce i nos miała niemal całkowicie rozpłaszczone na szybie i przynajmniej raz na minutę z jej ust wydobywało się przeciągłe 'och'.
Kiedy przejażdżka dobiegła końca i ponownie znaleźliśmy się na ziemi, uśmiechała się od ucha do ucha. Właściwie uśmiech prawie nigdy nie schodził jej z ust. Tylko te nieliczne momenty gdy myślami odbiegała tak daleko, że traciła kontakt z rzeczywistością pozwalały mi widzieć ją bez uśmiechu. Nie znaczyło to jednak że brakowało jej powagi. Wręcz przeciwnie, niemal każde jej słowo miało ukryte dno i gdyby tak skupić się nad ich interpretacją powstały by głęboko refleksyjne przemyślenia. Pod tą powierzchowną beztroską kryło się coś co chciała przekazać, tego byłem absolutnie pewien. 
-Zayn, mówię do ciebie. 
-Przepraszam, zamyśliłem się. O czym mówiłaś? 
- Pytałam czy mamy jakieś plany na resztę dnia, no wiesz, skoro dzisiaj to ty dowodzisz. 
- Póki co musimy dotrzeć do auta, nie napotykając po drodze żadnych szalonych fanek.
- W takim razie musimy to zrobić naprawę bardzo szybko. - zatrzymała się i wykonała kilka rozciągnięć. Chyba zaczynałem się domyślać do czego zmierza. - Ścigamy się? 
A jednak.
- Mam jakiś wybór? -westchnąłem z uśmiechem.
- Zawsze masz wybór - odpowiedziała z całą stanowczością. - Więc jak będzie?
- Poniesiesz druzgocącą porażkę - poinformowałem ją, co jednak wcale jej nie zmartwiło.
Zastanawiało mnie jak ma zamiar ścigać się w spódnicy i obcasach, Chantal natomiast nie przywiązała do tego szczególnej uwagi. Pozostawało mi mieć  nadzieję, że nie straci po drodze wszystkich zębów.
- Dobra. - Stanęła na starcie i kazała mi zrobić to samo. - Na trzy. Raz, start!
Zaczęła biec, zostawiając mnie w tyle z głupią miną.
- Hej! Oszukujesz!
Dogoniłem ją i złapałem za rękę. Zaśmiała się i szarpnęła skrępowaną kończynę, ani na moment nie przestają biec.
- Nikt nie powiedział, że będzie fair!
Przewróciłem oczami, to było do przewidzenia. Mimo to nie zamierzałem się poddawać. Poza tym ewidentnie było widać, że dziewczyna zaczyna się męczyć. Nie wyglądała jakby miała słabą kondycję, tymczasem po krótkiej chwili opadła z sił. Biegła jednak dalej. Była zbyt uparta by teraz się poddać.
- Pękasz?
- Huh? - Zerknęła na mnie przelotne, zupełnie nie rozumiejąc co mam na myśli.  Najwyraźniej nie zdążyła opanować potocznego angielskiego.
- Masz już dość?
- W życiu!
Przyspieszyła. Dałem jej chwilę przewagi, świadomy, że w trzech susach znajdę się daleko przed nią. Może i prościej byłoby to zakończyć, ale taka porażka wcale by jej nie zadowoliła. A ja wcale nie chciałem jej unieszczęśliwiać.
Twarz miała czerwoną z wysiłku, a włosy co chwile wpadły jej do oczu. Mimo to wyglądała jakby świetnie się bawiła.
Nagle znaleźliśmy się na parkingu, a Chantal prawie, że wpadła na moje auto.
- Wygrałam! - Oddychała ciężko, z uśmiechem na ustach.
- Dałem ci wygrać - położyłem się obok niej.
- To bez znaczenia. Ostatecznie to ja wygrałam i tylko to się liczy.
Miało to w sobie nieco sensu, ale nie zamierzałem mówić tego na głos. Jej ego i tak było już niebezpiecznie wysokie. Ostatni raz głęboko odetchnąłem, przywracając mojemu sercu normalny rytm. Biorąc pod uwagę to jaki nacisk kładzie się na naszą formę powinienem się wstydzić, że tak krótki bieg wtrącił mnie z rytmu. A może to nie tylko przed wysiłek, tego nie mogłem być w stu procentach pewny. Chantal przymknęła na chwilę oczy, jej oddech jak zupełna odwrotność był płytki i ani trochę nie sugerował, że się zmęczyła choć przecież było to widać na pierwszy rzut oka.
Zrobiłem krok w jej stronę i skłamałbym gdybym powiedział, że wcale nie zamierzałem jej pocałować. Jednak gdy byłym już dostatecznie blisko, ona nagle odwróciła się do mnie plecami, znosząc się kaszlem.
- Wszystko gra? - Powinienem dostać nagrodę w kategorii najbardziej durnych pytań.
- Oui, masz chusteczki?
Podałem jej całą paczkę, którą przyjęła nawet nie racząc mnie jednym spojrzeniem. Na palcach miała krew i chyba właśnie to starała się przede mną ukryć.
- Chantal, jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Oui, ugryzłam się w język, obrzydlistwo.
Odwróciła się do mnie przodem, uśmiechając się niepewnie. Rąbkiem chusteczki otarła kącik ust. Była blada, ale poza tym nie wykazywała żadnych niepokojących objawów.
- Nienawidzę widoku krwi - skrzywiła się teatralne i jak najszybciej pozbyła się zabrudzonej chusteczki.
Przyznaję, mogłem zwrócić na to więcej uwagi. Ale nie miałem żadnych podstaw by kwestionować jej słowa i chyba nawet nie chciałem tego robić. Za bardzo podobała mi się wizja wygody i komfortu, które od niej otrzymywałem. Nadmiar niewygodnych pytań mógłby to wszystko zniszczyć.
Więc po prostu przytaknąłem, w duchu przewracając oczami za swój egoizm.
- Jesteśmy już przy aucie, co teraz? - Chantal nie miała za grosz cierpliwości.
- Niespodzianka.
Oczy jej rozbłysły jej na te słowa, lecz niemal od razu ten blask został zastąpiony podejrzliwością.
- A to nie była niespodzianka?
- Za kogo mnie masz? Powiedziałaś, że przyjechała tutaj z zamiarem przejechania się London Eye, gdybym zrobił z tego niespodziankę, no cóż wypadłbym w raczej słabym świetle.
Liczyłem, że to zakończy rozmowę, ale Chantal nie była z natury ustępliwa. Zadawała mnóstwo pytań, proponowała zabawę w 'ciepło-zimno', a nawet postanowiła mnie przekupić.
- Zapłacę! - wykrzyknęła ze śmiechem.
- Chantal, błagam. - Byłem o krok od wybuchnięcia śmiechem.
- Mówię całkowicie poważnie!
Pogrzebała chwilę w torebce po czym wyciągnęła z niej zwitek banknotów.
-Jeden banknot za jedną podpowiedź, piszesz się?
-Masz świadomość, że moje konto bankowe jest wystarczająco wypełnione? - spojrzałem na nią z zadziornym uśmiechem, licząc, że odwdzięczy się tym samym. Ale przecież moje życie byłoby beznadziejnie nudne, gdyby ta rózowowłosa istota choć raz postąpiła tak jak podejrzewałem. Zatem nie otrzymałem nawet najmniejszego uśmiechu, a niesamowicie długą i ledwie zrozumiałą przez nadmiar francuskich przekleństw tyradę, jak to pieniądze gubią człowieka.
-Nie da się kupić wszystkiego - zakończyła, a dla podkreślenia dramaturgii swojej wypowiedzi teatralnie westchnęła. - Także cieszę się, że naszą pierwszą kłótnię mamy już za sobą.
-To nie była żadna kłótnia, nie dałaś mi nawet dojść do sło...
-Oczywiście, że ci wybaczę - przerwała. - Aczkolwiek gdybyś chciał mnie bardziej udobruchać, a wiedz, że zdecydowanie powinieneś...
-Chantal.
-...to daj mi jedną podpowiedź dokąd teraz mnie zabierasz.
-Jesteś niemożliwa, wiesz? 
-Nieprawda, przecież istnieje.
Co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Istniała, była tutaj, w powietrzu czułem delikatny zapach jej perfum, a w głowie kotłowała mi się myśl, co by było, gdyby nagle istnieć przestała. Była to jednak na tyle nierealna myśl, że dość szybko przepadła w morzu innych, o wiele radośniejszych. Czego bym o świecie nie wiedział, jedno jest pewne, nie można ot tak zniknąć bez śladu, zaś Chantal odchodząc musiałaby zabrać ze sobą mnie.

Rozdział 5

 Noc spędziliśmy w wynajętym przez Chantal pokoju. W tle grała muzyka, a my kochaliśmy się, dokładnie poznając swoje ciała. Nasze niecierpliwie palce błądziły po rozpalonej skórze, a z ust raz na jakiś czas wydobywały się pełne zadowolenia jęki. To była zupełna odwrotność naszego pierwszego, gorączkowo seksu. Nie chodziło już po prostu o zaspokojenie, potrzebowaliśmy swojej wzajemnej bliskości jak powietrza. 

W pewnym momencie Chantal zagryzła dolną wargę i mocno wbił paznokcie w moje plecy. Doszedłem zaraz po niej, raz po raz cicho szepcząc jej imię. Nie z jakiegoś szczególnie ważnego powodu, po prostu uwielbiałam sposób w jaki układało się na moich ustach. Jakbym wypowiadał na głos niezwykle cenną tajemnicę. 
Chantal przywarła do mnie, wciąż nierówno oddychając. Leżała tak chwilę bez ruchu, uśmiechając się pod nosem. Lekko odgarnąłem jej z twarzy mokre kosmyki włosów, a wtedy uniosła głowę i posłała mi prawdziwy, szeroki uśmiech. 
- Kiedy czuję cię w sobie, mam wrażenie, że jestem kompletna. Czy to dziwne? 
- Nie, chyba nie.
- W takim razie, w porządku. 
Zamrugała, wyraźnie zmęczona i nagle poderwała się, siadając. W jej oczach pojawiły się wesołe iskierki, o wiele bardziej dające mi podgląd w jej nastrój niż wszystkie uśmiechy i zapewnienia razem wzięte.
- Och, jak się cieszę! - Niemal wykrzyknęła, nie mogąc się powstrzymać by nie wznieść rąk w powietrze. - Tak strasznie się cieszę, że cię poznałam, Zayn!
Zeskoczyła z łóżka i zgasiła lampkę. Moje oczy niemal od razu przyzwyczaiły się do mroku. Mogłem obserwować jak zupełnie niewzruszona swoją nagością rozciąga się niczym kotka, po czym obkręca się na czubkach palców. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, bezwstydnie chłonąc wzrokiem jej ciało. Zbyt zaabsorwany tym widokiem, nie wychwyciłem momentu, gdy rzuciła się na mnie. Ze śmiechem złaczyła nasze usta.
- Tak strasznie się cieszę! - Powtórzyła między pocałunkami. 
- Chantal, zupełnie nie mogę za tobą nadążyć - przekręciłem się tak by nad nią górować. Nie wyglądała na szczególnie przejętą tym faktem.
- Nie musisz.
- Daj mi szansę - poprosiłem.
Dotknęła mojego policzka. Instynktownie dostosowałem się do jej dotyku, przymykając oczy. Ciężko opisać jak ona na mnie działała. To było coś o wiele więcej niż zwykła chęć przebywania z nią. Każdy dotyk i każde słowo, to za mało. I bałem się, że to nowe uczucie kiedyś wywoła we mnie ogromne spustoszenie. Tak jakby nie dało się uniknąć bólu za odrobinę przyjemności, za Chantal. A jednak nie mogłem odpuścić. Bo to byłoby jeszcze gorsze. 
- Chantal...
- Nie, przestań. 
- Z czym?
- Przestań tyle myśleć. 
- Przy tobie nie trudno o to.
- Nie - mruknęła. - Musi być coś więcej. 
Zatrzepotała rzęsami jakby chcąc odpędzić od siebie sen. Przez chwilę wyglądało na to, że znowu zrobi coś szalonego, ale ostatecznie musiała się poddać. Powieki jej opadły, a ręka, którą trzymała na moim policzku, bardzo powoli zsunęła się na kołdrę. 
Jeszcze nie miałem okazji obserwować jej w trakcie snu. Zasypialiśmy razem, bądź też robiłem to pierwszy. Nie mogłem się nadziwić jak spokojnie wyglądała. Zupełne przeciwieństwo zwykle rozszalałej dziewczyny. I w tym wszystkim było coś niepokojącego. Jednak nim zdążyłem zastanowić się nad tym choć trochę lepiej, Chantal poruszyła się przez sen, robiąc gwałtowny ruch ręką. A to niby ja tak strasznie rzucałem się w trakcie snu.
Uważając by nie oberwać, nachyliłem się i ostatni raz pocałowałem ją lekko w czoło. Ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnęła się delikatnie i zmniejszyła dzielącą nas odległość. Wtedy też sam zdecydowałem się na sen. Bo co innego mi pozostało, gdy już się na nią napatrzyłem?

Może i byłem zdziwiony tym, że zasnęła pierwsza, ale już zupełnie nie zdziwił mnie fakt, że nie zastałem jej rano u swego boku. Właściwie było mi to trochę na rękę. Mogłem wykonać kilka telefonów, w czasie gdy ona przebywała poza pokojem. Kończyłem ostatnią rozmowę, gdy drzwi się otworzyły. Chantal wykonała komiczny pokaz starając się je zamknąć bez użycia rąk, bo też obie ręce miała zajęte, a o pomocy nie chciała słyszeć. 
- Otworzyłam je sama i mogę je również zamknąć, oui?
- Tylko później nie mów, że nie próbuję być dżentelmenem - zażartowałem. - Co tam masz?
- Śniadanie.
Postawiła tackę na stoliku przy łóżku i ściągnęła skórzaną kurtkę. Nie mogłem się nie zaśmiać. Pod spodem miała piżamę i z tego co zdążyłem zauważyć nie pokwapiła się nawet by założyć stanik. Ale o dziwo nie to było tak szokujące, jak kapcie z króliczymi uszami, na które zwróciłem uwagę dopiero po dłuższej chwili. 
- To jest ten francuski szyk?
- Skoro idę po śniadanie, to powinnam wyglądać tak jakbym miała zamiar zjeść śniadanie - odpowiedziała takim tonem jakby to było cholernie oczywiste, po czym uśmiechnęła się w sposób nie do końca mówiący, że żartuje, ale też nie do końca świadczący o powadze. 
-Więc kiedy planujesz zakup szamponu to nie myjesz głowy dopóki nie będzie to widoczne?
- Nie bądź śmieszny - trzepnęła mnie lekko w ramię i zabrała się za rozpakowanie przyniesionych przez siebie rzeczy.
Dwie kawy, z tym że moja była zwyczajna, bez wariacji, jej zaś zawierała bitą śmietanę i nieprzyzwoicie dużo karmelu. Cztery kanapki, o dziwo wszystkie wyglądały tak samo. I do tego jedno ciastko, które Chantal od razu sobie zaklepała. Na początku może i bylem skory do walki o nie, ale po zjedzeniu kanapek naprawdę nie czułem głodu. Co innego Chantal, która wyglądała jakby z chęcią mogła coś jeszcze zjeść. Zadziwiające zważywszy na fakt, że była jeszcze chudsza niż przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Mamy na dzisiaj jakieś plany? - zapytała, zgarniając sobie z nosa resztki bitej śmietany. 
- Naturalnie, że mamy. 
Wyraźnie czekała na ciąg dalszy, ale dobitnie pokazałem, że nic więcej się nie dowie. Sprzątnąłem resztki z naszego posiłku i zabrałem się za szukanie swoich ubrań. Nie było to wcale łatwe, bo zostały rozrzucone po całym pokoju.
- Och, a więc niespodzianka - Chantal zaszczerbiotała, zupełnie niezrażona. 
Swoje poranne ubranie zamieniła na czerwoną rozkloszowaną spódnice z rajstopami krytymi do kolan oraz biały sweterek, który odsłaniał kawałek jej zgrabnego brzucha. Do tego jeszcze beżowe buty na obcasie i pasek w tym samym kolorze. 
- Nie mam pojęcia co zrobić z włosami - pożaliła się, stając przed niewielkim lustrem. 
Przez głowę przeleciała mi myśl, że gdyby taką uwagę wygłosiła jakakolwiek inna dziewczyna, czułbym irytację tym zbytnim przejęciem nad wyglądem. Tymczasem nie mogłem się zdobyć na okazanie podobnych uczuć względem Chantal.
Podszedłem do niej i złapałem w palce jeden kosmyk tych kolorowych włosów. 
- Zapleć je - doradziłem. 
- Tak myślisz? 
- Nieważne co z nimi zrobisz, i tak jesteś piękna. 
- Nawet gdybym całkiem je zgoliła? 
- Nawet wtedy, ale nie rób tego, bo uwielbiam ten różowy kolor.
Wtuliła się we mnie i trwała tak przez krótką chwilę. Następnie zaplotła włosy w dość niechlujnego francuza i zgarniając z walizki torebkę, wygłosiła uwagę, jak to zawsze musi na mnie czekać. Przewróciłem oczami, ale nie skomentowałem tego. W pewnym sensie przywykłem, że dziewczyna robi wszystko by odpędzić od siebie wspomnienia słów i gestów, które w jej mniemaniu przejawiały za dużo czułości. 
Choć Chantal nie miała pojęcia dokąd ją zabieram, sprawiała wrażenie jakby doskonale wiedziała, w którą stronę powinna się udać. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie stanęła przed moim autem. Naprawdę, powinienem nieco lepiej orientować się w sytuacji, nawet jeśli przy niej było to cholernie trudne zadanie.
-Teraz mi zdradzisz, gdzie się wybieramy?
- Wtedy nie byłaby to niespodzianka - zauważyłem. 
- Och, w porządku. Skoro tak stawiasz sprawę to uprzedź nim dojedziemy na miejsce, no wiesz, zakryję sobie oczy i zrobię efektowne wow.
W dalszym ciągu paplała wesoło, a ja słuchałem z lekkim uśmiechem na ustach. Właściwie nie miało znaczenia jaki temat poruszała, bo i tak pochodziła do tego z ogromnym zaangażowaniem. Na przykład przez dobre dziesięć minut nawijała o pogodzie, a ja zorientowałem się w tym dopiero po dłuższej chwili, bo też zmylił mnie ten entuzjazm. Pogoda była wyjątkowo ładna jak na Anglię, ale wyjątkowo przeciętna jak na resztę świata. Deszcz co prawda nie padał, a i chmur było mniej niż zwykle, lecz
słońce nie grzało zbyt mocno, czego można by oczekiwać latem. Z początku planowałem na czas wolny jakiś wyjazd w miejsce o wiele cieplejsze od tego, ale Chantal skutecznie mnie od tego odwiodła, samym tylko pojawieniem się. 
- Uch - dziewczyna przekręciła się, walcząc z pasem i uniosła nogę. 
- Próbujesz mnie kopnąć? 
- Nie bądź śmieszny, rajtuzy mi się zsunęły. 
- Tak, to przecież zupełnie uczywiste.
Dalej walczyła ze swoim ubraniem, ja zaś robiłem wszystko by skupić się na drodze.  Nie było to łatwe zadanie. Dziewczyna nie słynęła z subtelności i raz po raz migało mi przed oczami więcej odkrytego ciała niż jest to przyzwoite. W końcu zjechałem na pobocze, uznając że dalsza jazda przy takim rozproszeniu jest po prostu niebezpieczna. 
Wpiłem się w jej wargi nim jeszcze zauważyła, że stoimy w miejscu. 
-Och.
Tylko tyle z siebie wykrztusiła, oddając pocałunki. Przekręciła się, lądując całym ciężarem ciała na mnie, ale jak się okazało nie miało to większego podtekstu. 
- Co robisz? - mruknąłem, gdy zaczęła się wiercić w każdą możliwą stronę. 
- Metka mnie gryzie!
Powiedziała to z takim oburzeniem, że nie mogłem się nie zaśmiać. To była jedna z tych rzeczy, które mnie w niej pociągały. Wszystko musiała przeżywać dwa razy mocniej od innych ludzi, a nie było w tym ani trochę przerysowania. Była szczera i bezpośrednia. Peszyła innych samym tylko pojawieniem się, jakby każdy z góry wiedział, że nie można jej dorównać. 
- Pomóc ci?
- Koniecznie. 
Jednak wcale nie miała na myśli metki. Zamiast tego przerzuciła mi nogę przez uda i na nowo odnalazła moje usta. Nie mogłem się skupić, bliskość jej ciała, zapach jej włosów, oddech pachnący miętą i kawą. Jej palce bładzące po moim karku i ręka napierająca na tors.
Uniosła się lekko, szukając wygodniejszej pozycji. Moje dłonie od razu odnalazły jej biodra przykryte teraz zupełnie zbędnym ubraniem. 
Nie wiedziałem już czy tylko się całujemy, czy dążymy do czegoś więcej. Z nią właśnie tak było. Nie trudno było przejść z niewinnych pocałunków do seksu.
Jedną ręką przejechałem po jej brzuchu, z satysfakcją zauważając , że przechodzącą ją od tego dreszcze. Zatrzymałem się przed samym stanikiem,  serce waliło jej jak oszalałe i było coś fascynującego w odczuwania tego pod swoją dłonią. 
Jęknęła, mocniej zaciskając uda po obu moich udach. Ochyliła lekko głowę jakby chcąc się nieco otrząsnąć i z powrotem do mnie przywarła, gdy moje usta przyssały się do jej szyi.
- Strasznie się wiercisz - zauważyłem ze śmiechem. 
- Ciii, nie przestawaj - zarządziła, ale głos się jej lekko załamał i nie wyszło to tak władczo jak początkowo planowała. 
I dokładnie w tym momencie cały nastrój zepsuł dzwoniący telefon. Chantal podskoczyła, zaskoczona tym nagłym dźwiękiem, a ja nie wiedziałem czy się śmiać czy raczej złościć. Dopiero widząc malujące się na twarzy Chantal rozbawienie, zdecydowałem się na pierwszą opcję. 
Sięgnęła po mój telefon i wpierw patrząc na wyświetlacz, odebrała. 
- Lou, muszę cię lojalnie uprzedzić, że zepsułeś najlepszą grę wstępną w dziejach - i tyle było z naszej powagi. Dziewczyna zaczęła się śmiać bez opamiętania, co było cholernie zaraźliwe. - Już daje ci Zayna - wykrztusiła. - Być może cię nie wykastruje. 
- Cokolwiek teraz powiesz, musisz wiedzieć, że czuję się bardzo związany z moimi szlachetnymi częściami ciała i wolałbym się z nimi nie rozstawawać - Tommo uprzedził na wstępie. 
- Uwierz, zrobię wszystko żeby uniknąć widoki twoich tak zwanych szlachetnych części. 
- No tak, to bardzo przyzwoite z twojej strony - wydawał się nieco uspokojony. 
- Zdradzisz w końcu dlaczego dzwonisz? Czy dalej będziemy rozmawiać o twoim penisie? 
Chantal parsknęła. Nachyliła się, całując mnie lekko w policzek i zjechała niżej na żuchwę. Z rozmysłem starała się mnie rozproszyć.
- No tak, kompletnie wyleciało mi to z głowy. Bo widzisz, zaczęło się od tego, że nikt nie chciał do ciebie zadzwonić... - usta Chantal drażniąco powoli muskały moją szyję. - ...no i wtedy Harry wpadł na pomysł żeby ciągnąć losy, swoją stroną to bardzo rozmyślne, nie sądzisz? - Jej ręka zjechała na moje krocze. - ...i wiesz, że nigdy nie miałem szczęścia do tego typu rzeczy. Także do przewidzenia było, że właśnie ja... - Z mojego gardła wydobył się cichy jęk, skutecznie zagłuszony przez paplaninę Louisa. - Opierałem się, no jasne, że tak! Jednak oni byli nieugięci!
- Lou, możesz przejść do rzeczy? Jestem tak trochę zajęty.
Chantal uśmiechnęła się łobuzarsko i wzruszyła ramionami jakby chcąc powiedzieć 'No co?'.
- Właśnie do tego zmierzam. Chodzi o to, że to coś co mieliśmy załatwić, no Niall miał usta pełne jedzenia kiedy to robił i zaszła pewna nieścisłość. 
- Kurwa! 
Ta dziewczyna potrafiła doprowadzić do szału. Wszystko we mnie krzyczało, że niewiele brakuje, a nie pokażę się w tych spodniach publicznie. W dodatku zrobiły się nagle zbyt ciasne. 
- Nie, nie - uspokoił Lou. - Dom publiczny nie ma tu nic do rzeczy! Tak więc moje pytanie jest następujące, robimy wymianę czy...
- Nie mogę teraz rozmawiać - rozłączyłem się nim zdążył dokończyć zdanie. - Chantal, co według ciebie mam teraz zrobić? 
- Och, znam pewien sposób - powiedziała to tak niewinnym tonem, że na chwilę straciłem rezon. 
- Po tym jak z takim trudem poprawiłaś rajstopy?
- Pewne rzeczy wymagają poświęceń - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. 
- Musimy iść na tył - choć byliśmy z dala od ludzi to i tak wolałem zabezpieczyć się przyciemnianymi szybami. 
Chantal odwrotnie niż zwykle wylądowała na górze, jednak wcale nie zamierzała zmieniać pozycji. Pomogłem jej ściągnąć moje spodnie i pozbyć się jej rajstop wraz z majtkami.
Powoli, trochę niepewnie na mnie usiadła.
- Och. To takie...
- Dziwne?
- Oui. Co mam robić? 
Niemal widziałem w jej oczach te ogniki ekscytacji, jakby nie mogła się doczekać tego co ma nastąpić. Czasami trudno było zapamiętać, że byłem jej pierwszym i wcale nie miała dużego doświadczenia. Cóż, ja też nie na codzień uprawiałem seks w aucie.
- Po prostu się poruszaj, tak jak zawsze.
Tak jak wcześniej odnalazłem jej biodra i odpowiednio nakierowałem. Kiedy złapała rytm, przestałem jej pomagać. Z resztą, byliśmy tak podnieceni, że nie trwało to długo. Chantal nabrała gwałtownie powietrza i oparła głowę w na moim ramieniu. Doszedłem zaraz po niej, czując, że jest to jeden z najlepszych organów w moim życiu. 
- Więc co z moją niespodzianką? - Chantal  wyglądała na kompletnie wykończoną, ale w jej głosie wyraźnie dało się usłyszeć podekscytowanie. 
- Jeszcze ci mało? 
- Zawsze mi mało. - Rozejrzała się po tylnym siedzeniu, marszcząc brwi. - Merde, gdzie się podziała moja bielizna?