poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 3

Budząc się byłem pewien, że zobaczę obok siebie śpiącą Chantal. Tymczasem jej strona łóżka okazała się pusta. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się po całym pokoju. Dziewczyna stała przy oknie, odwrócona do mnie plecami. Na sobie miała mój podkoszulek, który sięgał jej nieco za pośladki.
Wstałem i podszedłem do niej. Nie zareagowała. Kciukiem uniosłem nieco t-shirt, tak jak myślałem pod nim nie miała nic. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Na obu udach miała tatuaże.
Espérer i Liberté.
Nie mogłem uwierzyć, że wczoraj ich nie zauważyłem.
-Co to znaczy? - zapytałem, gładząc jeden z nich.
-Nadzieja - odpowiedziała drżącym głosem. Musiała odchrząknąć by kontynuować. - Wolność.
Kiedy ponownie chciałem je dotknąć, gwałtownie odwróciła się do mnie przodem. Moje ręce wylądowały na jej pośladkach, co niekoniecznie jej przeszkadzało. Nachyliła się chcąc mnie pocałować, ale uchyliłem się tak by jej usta zetknęły się z moim policzkiem.
-Nie umyłem zębów.
-Ja umyłam - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. - Och, prawie zapomniałam. Kupiłam ci kawę.
Głową kiwnęła w stronę stolika nocnego. Ucałowałem ją w czoło i sięgnąłem po życiodajny napój. Dopiero wypijając połowę zawartości kubka, mogłem się odezwać.
-Ratujesz mi życie.
-Taka już moja rola.
Uklękła przy walizce i zaczęła grzebać w stercie idealnie złożonych ubrań. Najwyraźniej czuła się przy mnie zupełnie swobodnie, bo nie rzucała w moją stronę tysiąca spojrzeń, jakby w obawie, że mogę się nudzić. Wybierała ciuchy, a ja w tym czasie miałem znaleźć sobie własne zajęcie. I choć nie robiłem tego nawet w domu, postanowiłem zaścielić łóżko. Było to lepsze niż bezczynne siedzenie. Poprawiłem poduszki i sięgnąłem po kołdrę, która była w naprawdę kiepskim stanie. Zwątpiłem nawet czy ma wszystkie cztery rogi. Nie zamierzałem się jednak wycofać. To, że jestem gwiazdą nie znaczy, że nie umiem nic wokół siebie zrobić. Strzepałem kołdrę i już miałem ułożyć ją na prześcieradle, gdy w oczy rzuciła mi się niewielka plama krwi.
Zmarszczyłem brwi. Co prawda Chantal przez moment miała niewyraźną minę, ale cała reszta jej zachowań świadczyła co innego.
-Chantal?
-Tak? - Najwyraźniej oderwałem ją od podjęcia bardzo istotnej decyzji, bo wyglądała na lekko rozkojarzoną. Patrzyła to na mnie, to na trzymane w rękach bluzki i nie mogła wybrać na czym powinna skupić się bardziej.
Wskazałem na brudne prześcieradło. Odłożyła bluzki do walizki i podeszła do mnie z miną eksperta.
-Hmm, chyba trzeba je wyrzucić - zadeklarowała w końcu i od razu wprowadziła słowa w czyn.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-Że jesteś dziewicą.
Rozejrzała się, szukając kosza na śmieci. W końcu zlokalizowała jego położenie i pozbyła się pościeli.
-Nie róbmy z tego wielkiej sprawy. To tylko seks, oui?
-Po prostu...
-Przestań - mówiła miękko, ale stanowczo. - Nie jestem jak inne dziewczyny, nie potrzebuje takiej troski.
- Masz rację, nie jesteś jak inne dziewczyny.
Wróciła do walizki i wyciągnęła z niej wybrane ubrania. Nie zważając na moją obecność ściągnęła koszulkę i bez pośpiechu nałożyła wpierw majtki, a następnie stanik. Tak roznegliżowana podeszła do radia.
-Nienawidzę ciszy - wyjaśniła, przewijając następne piosenki. W końcu zdecydowała się na niezwykle wesoły utwór.
Już miała wracać po resztę ciuchów, ale złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Stanęła pomiędzy moimi nogami, w pełni świadoma tego jak na mnie działa. Powoli usiadła mi okrakiem na kolanach i wsunęła mi rękę pod bokserki. Jej palce z ciekawością błądziły po moim penisie, doprowadzając mnie tym do szału. Opadłem na łóżko, a ona od razu wykorzystała sytuację. Ściągnęła moje bokserki i przegryzła wargę, dokładnie go oglądając.
-Podoba mi się to jak bardzo pragniesz mojego dotyku.
Odsunęła się gwałtownie, a ja nie mogłem powstrzymać jęku zawodu. Miała rację, nie zniósł bym gdyby przerwała w takim momencie, moja słabość ją podniecała. Bawiła się mną.
-Chantal - mruknąłem, z każdą chwilą pragnąc jej coraz bardziej.
-Tak? - Nachyliła się nad moją twarzą, łaskocząc mnie swoimi różowymi włosami.
Obejęła go ostrożnie, kątem oka cały czas badając moje reakcje. Kiedy westchnąłem, na jej usta wykwitł szeroki uśmiech. Zaczęła powoli poruszać ręką. Nadal siedząc na mnie okrakiem ociera się lekko, nie pozwalając mi przy tym zapomnieć, że dzieli nas jedynie cieniutka warstwa jej fig. W końcu nie mogę dłużej wytrzymać katuszy jakie mi funduje i dochodzę, dysząc głośno. Chantal patrzy przez moment na swoją brudną rękę, aż w końcu zlizuje z palca odrobinę spermy.
-Słone - informuje ni to z zaskoczeniem ni to tonem eksperta. Następnie uśmiecha się zwycięsko.- Widzisz? Bez całowania tez można świetnie się bawić.
Kręcę z niedowierzaniem głową. Ta dziewczyna to istny tajfun. Różowy tajfun.

Minęło sporo czasu nim Chantal w końcu się ubrała. Nie żebym narzekał. Mogłem godzinami obserwować jak tańczy roznegliżowana, jednocześnie dokładnie oglądając zawartość swojej walizki. W końcu wyciągnęła z niej jasne spodenki z wysokim stanem i granatowy crop top.
-Zupełnie nie zwróciłam uwagi na to co pakuję - wyznała, walcząc z włosami.
Może i nie jestem ekspertem, ale podrygując w takt muzyki raczej ciężko się uczesać.
-Pośpiech? - rozłożyłem się na łóżku. Naprawdę byłem ciekaw co ją sprowadziło do Londynu.
-Oui, kiedy zdecydowałam się na wyjazd z Paryża, okazało się, że najbliższy pociąg odjeżdża za dwie godziny. Spakowałam się, zostawiłam list dla rodziców i voila! Jestem.
-Dlaczego akurat Londyn?
-Zawsze chciałam przejechać się London Eye.
-I to był powód, dla którego uciekłaś z domu?
Skończyła zaplatać pierwszego warkocza i nim zrobiła takiego samego po drugiej stronie, obrzuciła mnie przeciągłym spojrzeniem.
-Mince, wcale nie uciekłam z domu.
-Z tego co mówisz, owszem, uciekłaś.
-Prawnie jestem samodzielna - oświadczyła z wyższością. - Sama o sobie decyduję. Po prostu nie chciałam, żeby mnie powstrzymywali. Jednostajnie życie nie jest dla mnie.
Nałożyła na głowę srebrny łańcuszek z delikatnymi listkami i uśmiechnęła się do swojego odbicia. W przeciwieństwie do niej musiałem zadowolić się wczorajszymi ubraniami i nie czułem się z tym szczególnie świeżo.
-Możesz podać mi wisiorek? Leży na stoliku.
Sięgnąłem po wskazaną biżuterię. Wisiorek miał tylko jedną zawieszkę, znak nieskończoności. Podszedłem do niej i ostrożnie umieściłem jej go na szyi. Nieskończoność od razu ułożyła się między jej obojczykami.
-Merci - podziękowała spoglądając na moje odbicie w lustrze.
W moim cieniu wyglądała cholernie niewinnie. Od trzech dni się nie goliłem i zarost pokrywał moje policzki. Oczy wciąż błyszczały mi od niedawnych doznań, a włosy sterczały w każdą stronę jak, no cóż, jak po seksie.
-Podoba ci się to co widzisz? - zapytała z psotną miną.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Uśmiechnęła się, ale zaraz ten uśmiech stężał na jej ustach. Zapatrzyła się w nieruchomy punkt przed sobą, oddychając powoli. Oczy jej się zaszkliły, jednak nie popłynęły żadne łzy. Chantal wzięła jeszcze jeden ostrożny wdech i potrząsnęła głową.
-Wszystko w porządku?
- S'il vous plaît? Och, tak. Wszystko gra. Zbieramy się?
-Dokąd? - Nie uszło mojej uwadze, że starannie unika kontaktu wzrokowego.
Nie patrząc więcej w lustro podeszła do walizki i wyciągnęła z niej trampki. Musiały być to te same co wczoraj, bo przy podeszwie i na czubkach dalej umazane były czarnym markerem.
-Ty wracasz do domu, a ja muszę sobie znaleźć nocleg na dzisiejszą noc.
-Przenocuj u mnie - wypaliłem nim zdążyłem to dokładnie przemyśleć.
Nigdy nie proponowałem takich rzeczy nowo poznanym dziewczynom, ale teraz było inaczej. Chantal cholernie różniła się od innych dziewczyn.
Zamarła z ręką na suwaku i ewidentnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po raz pierwszy wprowadziłem ją w osłupienie.
-Cóż, wątpię by to mieściło się w twoim sprecyzowanym grafiku - odparła powoli.
-Przestań, to tylko jedna noc.
-Tylko jedna? - Upewniła się, marszcząc w skupieniu brwi.
-Tak. Pozwól mi spędzić z tobą jeszcze jeden dzień, później nie będę cię zatrzymywał.
Specjalnie użyłem słowa 'dzień', dając jej do rozumienia, że niczego od niej nie oczekuję. Nie proponuję jej noclegu w zamian za seks.
-Dlaczego nie? - Wzruszyła ramionami. - Może być fajnie.
Rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że nie zostawiła nigdzie swoich rzeczy. Kiedy miała już pewność, że jest kompletnie spakowana, podała mi swoją walizkę.
-Czeka nas jeszcze droga do twojego auta - przypomniała.
Śmiejąc się ruszyłem za nią do wyjścia. Zamknęła drzwi i poszła oddać klucz. Kiedy wróciła nie omieszkała zauważyć, że jest głodna i z chęcią zjadłaby coś w drodze do mojego domu.
-Zatrzymamy się po drodze w subway'u.
Jeśli myślałem, że będzie się ograniczać tylko dlatego, że je w moim towarzystwie, byłem w błędzie. Chantal pochłonęła całego omleta z bekonem i jeszcze podkradła z miski dla dzieci garść kolorowych cukierków. Mając przed oczami jej chudą sylwetkę, naprawdę z trudem mogłem uwierzyć, że ma taki apetyt.
-Chcesz jednego? - Podsunęła mi cukierka. Z reguły nie jadam słodyczy, ale tym razem nie mogłem odmówić.
-Dzięki.
Oblizała ze smakiem wargi. Język miała fioletowo - niebieski od zjedzonych łakoci.  Kiedy jej to uświadomiłem, z zainteresowaniem wyciągnęła lusterko i sama oceniła efekt.
-Merde! A ja wzięłam ich tak mało! - Z żalem spojrzała na trzy ostatnie cukierki. - Gdybym wiedziała, że barwią, zabrałabym całą miskę!
Pokręciłem z rozbawieniem głową, pewny,  że właśnie tak by postąpiła. Po niej wszystkiego można było się spodziewać.
-A ja miałbym niby wpłacić za ciebie kaucję?
-Coś ty! Mój urok osobisty wszystko by załatwił.
-Byłaś kiedyś w areszcie?
-Raz czy dwa. Ten świat jeszcze nie dojrzał do pojęcia mojego geniuszu - wyszczerzyła się w uśmiechu. Dziąsła powoli zaczynały robić się równie fioletowe co język.
Bałem się zapytać o co została oskarżona, skoro wylądowała na policji. Wspominając wczorajszy dzień i to jak uciekała przed ochroniarzem, mogłem się domyślać, że niszczenie mienia to jeden z zarzutów.
Dojechaliśmy na miejsce. Chantal z uznaniem spojrzała na ogromną willę. Żwawym krokiem podeszła pod drzwi i zaczekała aż do niej dołączę z ogromną walizką w obu rękach.
-Możesz otworzyć - podsunąłem, a ona parsknęła śmiechem i weszła do holu.
Ściągnęła trampki nim uprzedziłem, że nie musi tego robić. Zrobiła kilka kroków jakby badając grunt, aż w końcu odwróciła się w moją stronę i jak małe dziecko zaczęła się ślizgać.
-Woo, chyba ubiłam interes życia.
Wpadła na mnie śmiejąc się głośno. Nie mogłem pozostać obojętny na jej radość i sam zacząłem się śmiać.
-Zayn? - Harry krzyknął z głębi domu.
-To ja! - odkrzyknąłem i zwróciłem się do Chantal. - Chodź, poznasz moich przyjaciół.
Ta dziewczyna naprawdę nigdy nie czuła się speszona. Śmiało ruszyła przed siebie, ciekawie rozglądając się we wszystkie strony. Parę razy musiałem kazać jej zawrócić, gdy skręciła nie tam gdzie trzeba. Dotarliśmy do kuchni gdzie Harry smażył jajecznicę, a Niall mu w tym przeszkadzał, co miało znaczyć mniej więcej tyle, że za wszelką cenę starał się pomóc.
-Chłopaki to Chantal - obaj odwrócili się w moją stronę zaintrygowani, nigdy nie przyprowadzałem nikogo do domu. - Chantal to Harry i Niall.
-Salut.
-No nie wierzę! Chłopaki mamy gościa! - Niall wybiegł z kuchni zwołać resztę sabatu.
Harry zupełnie zapomniał o smażonej jajecznicy i pospiesznie poprawił swoją  burzę loków.
-Styles, chyba coś przypalasz - zwróciłem mu uwagę, na co wrócił do gotowania. Nie znaczyło to jednak, że przestał rzucać Chantal maślane spojrzenia.
W kuchni pojawił się Louis, a za nim zaspany Liam. Muszę przyznać, że był to dość niecodzienny widok. Liam przeważnie budził się pierwszy, a nawet jeśli nie to i tak nigdy nie spał do południa.
-Harry, co ja Ci mówiłem o gotowaniu bez mojego nadzoru? - zapytał siląc się na surowy ton. Niestety ziewnięcie zepsuło cały efekt.
-Spokojna głowa Li, robię się w tym coraz lepszy.
-Cześć, jestem Louis. Lider zespołu co jest oczywiste zważywszy na mój wygląd, talent i powodzenie u płci przeciwnej - Louis nawijał tak szybko, że patrząc na Chantal można było odnieść wrażenie, iż niewiele zrozumiała.
Mogła płynnie mówić po angielsku, ale nic nie mogło jej przygotować na nawijkę Louisa. Tym bardziej jeśli po pierwszym szoku reszta chłopaków bez skrupułów zaczęła zasypywać ją gradem pytań. Muszę ich kiedyś uświadomić, że to nie jest dobry patent na podryw.
-Wie, że mam dziewczynę? - Louis stanął obok mnie. - Nie chcę niezręcznych sytuacji.
-Mam dobry słuch - Chantal parsknęła śmiechem i choć nic nie mogło zbić jej z tropu cieszyłem się, że przynajmniej znalazło się coś co mogło zbić z tropu Tomlinsona.
-Może jajecznicy? - Harry włożył w to zdanie tyle kokieterii, że przez moment straciłem rezon czy jajecznica jest zwykłą bełtaniną jajek czy też najbardziej ekskluzywnym tropikalnym daniem.
-Właściwie to dopiero co jedliśmy śnia...
-Chętnie - przerwała mi Chantal. Zerknąłem na nią zaskoczony. Ledwie piętnaście minut temu zjedliśmy naprawdę spore śniadanie i mimo równych porcji, byłem tak najedzony, że ani mi się śniło wziąć kęsa czegokolwiek jeszcze. Tymczasem ona wyglądała na naprawdę głodną.
-W takim razie zapraszam do stołu.
Oglądanie największych łakomczuchów w akcji było doprawdy interesującym zajęciem. Niall rzecz jasna wychodził na prowadzenie, wymachując widelcem w takim tempie, że momentami ledwo można było go zobaczyć. Widelca w sensie, nie Nialla. Niall był wystarczająco głośny i ubrudzony resztami jajek, żeby można było ot tak go pominąć. Louis też całkiem nieźle sobie radził, choć pewnie szło by mu jeszcze lepiej, gdyby w drugiej dłoni nie dzierżył marchewki, przygryzanej co trzeci kęs. Harry starał się jeść z całą kulturą osobistą, najpewniej licząc na uznanie Chantal. Ta z kolei była tak zajęta swoim talerzem i porcją, która znikała z niego zdecydowanie zbyt szybko, że chyba nawet nie zorientowała się, że reszta chłopaków również spożywa posiłek. I w tym wszystkim byłem ja z Liamem, patrzący na to wszystko trochę z rozbawieniem, a trochę z wyrazem twarzy mówiącym ''no i cóż możemy począć z tą zgrają?''
Teoretycznie Payne musiał rozważać co zrobić z całą trójką  nieposkromionych szaleńców, a na mojej głowie chwilowo spoczywała tylko jedna osóbka. Dochodziłem jednak do wniosku, że wcale dzięki temu nie miałem mniej roboty. Ta dziewczyna była istnym tajfunem i nie byłem w stanie pojąć umysłem, że w moim życiu pojawiła się dopiero wczoraj. Nie, to było naprawdę niemożliwe. Przejmowała każdą moją myśl, każdy zakamarek mojego jestestwa i chyba czułem, że tak właśnie powinno być cały czas. A jednocześnie cholernie bałem się momentu, w którym zniknie, bo coś i mówiło, że nie dam rady poskromić jej na długo. Nie ją. 

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 2

Jak na ironię, po długim monologu Paula odnośnie imprezowania, znalazłem się w klubie. W przeciwieństwie jednak do innych tego typu wypadów nie zamierzałem się upić i wzbudzać skandali. Swoją drogą całe to gadanie o image'u to jeden wielki żart. Mając dwadzieścia jeden lat mogę legalnie przebywać w takich miejscach i pić alkohol, to nie powinno mieć nic wspólnego z fanami, których moje życie prywatne obchodzi nawet bardziej niż to tworzone z myślą o nich.
Tak czy inaczej przyszedłem tutaj, kierowany ciekawością. Chantal zostawiła mi tylko jedno zdanie z nazwą klubu. Nie podała ani godziny ani dnia, wobec tego mogłem się tylko spodziewać, że chciała by nasze następne spotkanie odbyło się jeszcze tego samego dnia, czy też nocy jak wypada sprostować.
Jako, że była sobota tłum panował niesamowity. Przeciśnięcie się do baru zajęło mi znacznie więcej czasu niż zazwyczaj, już nawet nie wspominając o tym, że po drodze kilka razy zostałem dźgnięty w żebra.
-Co podać? - barman ze znudzoną miną stanął naprzeciw mnie.
Uniosłem dłoń, gestem prosząc o czas do namysłu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo odwykłem od tak zwycznych miejsc. Z reguły wynajmowaliśmy salę dla VIP-ów, gdzie było znacznie mniej ludzi, a i kelnerzy bardziej przykładali się do swojej roboty licząc na większe napiwki. I o dziwo ta normalność podobała mi się chyba bardziej. Nie otaczali mnie sami ważniacy liczący ile drinków już wypiłem, ani do ilu dziewczyn zagadałem. To, że nie zamierzałem pić, a rozmawiać chciałem tylko z jedną dziewczyną nie miało teraz większego znaczenia. Gdybym tylko wiedział gdzie ją znaleźć.
Właściwie wydawało mi się, że to nie będzie trudne. Jej różowe włosy rzucały się w oczy z daleka, a przynajmniej tak zakładałem. Tymczasem rzeczywistość okazała się nieco inna.
- Salut - odwróciłem się gwałtownie słysząc jej głos. To się nazywa atak z zaskoczenia. - Comment ça va? - Musiałem zrobić głupią minę, bo dodała z uśmiechem. - Wybacz, czasami się zapominam. Jak się masz?
-Świetnie - zaśmiałem się lekko. Teraz naprawdę było świetnie.
-Dwa razy tequile, poproszę - zwróciła się do barmana, który był zbyt zajęty gapieniem się na nią by wychwycić zamówienie.
Właściwe wcale mu się nie dziwię. Chantal ubrała się w biały koronkowy crop top na cieniutkich ramiączkach i również białą spódnice sięgającą jej przed kostki. Zdecydowanie wyróżniała się wśród innych dziewczyn. Wyglądała niewinnie, a zarazem cholernie seksownie. To tyle jeśli chodzi o bycie obiektywnym.
W końcu dostała drinki i dziękując olśniewającym uśmiechem, podała mi jeden.
-Prowadzę  - odmówiłem. Przyjazd tutaj własnym autem miał mnie powstrzymać przed spożywaniem alkoholu i tego powinienem się trzymać.
-Nie daj się prosić.
-Chantal.
-Zayn - upiła trochę swojego trunku i oblizała ze smakiem usta. - Mmm, chcesz trochę?
Odniosłem dziwne wrażenie, że ma na myśli coś więcej niż tylko alkohol. Grając w jej grę, podszedłem bliżej niemal zupełnie niszcząc dzielącą nas odległość i wyciągnąłem rękę. Dziewczyna wstrzymała oddech i spojrzała na mnie wyczekująco. Ja tymczasem sięgnąłem po drinka stojącego na blacie za jej plecami, uśmiechnąłem się i powtórzyłem jej manewr z oblizaniem warg.
-Tak - opowiedziałem.
-Oui?
-Tak, chcę trochę.
Byłem pewien, że cała sytuacja choć trochę ją speszy. Nic z tego. Zaśmiała się dźwięcznie i dopijając swoją tequile zarzuciła mi ręce na szyję. Swoim ciałem przyległa do mojego i było w tym więcej intymności niż gdyby rozebrała mnie na oczach wszystkich klubowiczów. Była ode mnie nieco niższa więc musiała stanąć na placach by spojrzeć mi prosto w oczy. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując dołeczki w policzkach i przybliżyła się lekko cmokając mnie w kącik ust.
Mruknąłem niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Tymi subtelnymi gestami zdołała mnie pobudzić i nie chciałem już poprzestać na niewinnym całusie.
-Chodźmy zatańczyć - szepnęła mi wprost do ucha i spróbowała się delikatnie wywinąć z uścisku.
-Chyba żartujesz - przytrzymałem ją jedną ręką w talii i nakryłem jej usta swoimi.
Jęknęła zadowolona i wpiła palce w moje włosy. Jej oddech smakował
miętą i alkoholem, odniosłem wrażenie, że od teraz będzie to mój ulubiony smak. Kiedy zębami przegryzła moją dolną wargę, nie mogłem powstrzymać cichego westchnienia.
-Chodźmy zatańczyć - poprosiła między następnymi pocałunkami.
Nie miałem sił by się z nią spierać więc ostatecznie wylądowaliśmy na parkiecie. Chantal przymknęła zadowolona oczy i zaczęła poruszać się w takt muzyki. Wśród innych dziewczyn w kusych sukienkach wyglądała wręcz eteryczne. Kołysała biodrami, a jej biała spódnica szeleściła wokół jej nóg. Jedno ramiączko  zsunęło się jej na ramię, jednak nie zrobiła nic by to poprawić. Jeszcze chwilę przyglądałem się jej z zachwytem aż w końcu postanowiłem dołączyć do tańca. Czując moje ręce na swojej talii, otworzyła na chwilę oczy i ciałem dostosowała się do mojego. Nachyliłem się by obsypać pocałunkami jej nagie ramię, a wtedy drugą ręką zaczęła błądzić po moich jeansach. Kiedy znalazła to czego szukała musiałem całą uwagę skupić na jej miękkiej skórze, by nie dać nic po sobie poznać.
-Co robisz? - zapytałem szeptem, całując ją za uchem.
-To co czujesz.
Rozejrzałem się dyskretnie. Nikt jednak nie zwracał najmniejszej uwagi na jeszcze jedną tańczącą parę. Bo w ich oczach tak właśnie musieliśmy wyglądać. Jak tańcząca para. Nic więcej.
Palce Chantal drażniąco powoli wodziły po moim kroczu. Dokładnie czułem każdy jeden ruch, opuszki palców i długie paznokcie. Wśród wszystkich tych doznań dziewczyna nie zaprzestała kołysać biodrami, bezustannie się o mnie ocierając.
Dysząc ciężko nie pozostałem dłużny. Okrężnymi ruchami zacząłem gładzić jej nagi brzuch, czując jak pod moim dotykiem przechodzi ją dreszcz. Głowę oparła na moim torsie, oczy ponownie przymknęła. Wargi miała zaciśnięte, ale to  i tak nie powstrzymało jej jęku, gdy kciukiem zjechałem pod materiał spódnicy.
-Nie tutaj - wymruczała z trudem. - Merde, nie tutaj.
Miała rację. Co prawda trudno było mi się z nią zgodzić, jednak byłoby jeszcze trudniej gdybyśmy zawędrowali dalej. Otrzeźwiony wizją seksu na parkiecie skinąłem głową i pozwoliłem by prowadziła mnie w głąb klubu.
Co się ze mną działo. Znałem tą dziewczynę od paru godzin, a już byłem pod jej wpływem. Zachowywałem się jak Harry, może nie licząc tego, że nie zamierzałem jej sobie odpuścić po jednej nocy.
Opuściliśmy klub, a nocne powietrze momentalnie doprowadziło mnie do porządku. Nadal pragnąłem jej jak cholera, ale teraz przynajmniej mogłem racjonalnie myśleć.
-Nawet cię nie znam.
Chantal wzdrygła się od zimnego wiatru i szczelnie opatuliła się rękami. Jej strój był ładny, jednak mało praktyczny jak na londyjską pogodę. Odnajdując w sobie resztki dżentelmena zarzuciłem na jej blade ramiona moją skórzaną kurtkę.
-Co w tym złego? - Zerknęła na mnie przelotne, gładząc materiał skóry. - Nie oświadczasz mi się przecież.
Zaśmiała się z własnych słów po czym pociągnęła mnie za sobą. Kiedy nie zareagowałem na jej marny pokaż siły, zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę niczym ptak.
-Zayn, zapomnij na chwilę o swoim idealnym, poukładanym życiu i daj sobie na luz.
-Nie masz pojęcia o moim życiu - zaprzeczyłem.
-Pozwól mi zgadnąć. Twój dzień jest z góry zaplanowany, żeby przyjść dzisiaj do klubu musiałeś drastycznie zmienić grafik wobec czego jutro będziesz miał więcej pracy niż zazwyczaj. Boisz się improwizować. - Chciałem coś powiedzieć, ale pokręciła przecząco głową. - Pomyśl, że nim wstanie nowy dzień wszyscy możemy być martwi. A wtedy będziesz żałował, że nie podjąłeś więcej spontanicznych decyzji.
Nie mogłem zrobić nic innego jak podejść i po raz kolejny tej nocy posmakować jej warg. Czułem jak się uśmiecha, czułem jak jej ręce ponownie odnajdują moje krocze i czułem, że od tej pory nic już nie będzie takie samo.
-Mieszkam niedaleko.
-Jak niedaleko?
Pokręciła głową, rozbawiony moim brakiem cierpliwości.
Dziesięć minut później staliśmy przed motelem, a
Chantal głośno zastanawiała się co zrobiła z kluczami od pokoju. Nie miała przy sobie torebki więc musiała zostawić je na miejscu.
-Pod wycieraczką? - podsunąłem, a jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
-Oui! Uznałam, że nikt nie będzie tam szukał, bo to przecież takie oczywiste!
-I jeszcze sama się na to nabrałaś - odnalazłem klucz i otworzyłem drzwi.
Pokój był mały i raczej ubogi w meble, ale schludny. Gdyby nie walizka rzucona niedbale obok krzywej szafy, można by odnieść wrażenie, że jest niezamieszkany.
-Jutro i tak mnie tu nie będzie-wzruszyła ramionami.- Nie potrzebuję luksusów.
Czekałem na chwilę zwątpienia z jej strony, ale tak jak poprzednim razem - nic takiego nie nastąpiło. Dziewczyna zdawała się być pewna swoich zamiarów od samego początku. Tanecznym krokiem podeszła do radia stojącego przy łóżku i je włączyła. Nie znałem ani zespołu ani piosenki, ale od razu poczułem to coś. Przekaz, który bił z każdego dźwięku i nie pozwalał na zrobienie kroku w tył.
Chantal rozpuściła włosy z luźnego koka i potrząsnęła głową by je ujarzmić. Różowe fale ułożyły się miękko na jej łopatkach. Podszedłem bliżej by ich dotknąć, przekonać się czy rzeczywiście są takie jedwabiste, kiedy jednak byłem dostatecznie blisko ona się odwróciła. Zakołysała ciałem w rytm nowej piosenki, jej ręce powędrowały w powietrze, twarz nabrała zupełnie rozluźnionego wyrazu. Była taka piękna, gdy skupiała się tylko i wyłącznie na muzyce. Czy jest coś co może poruszyć muzyka bardziej niż taki widok?
Nagle otworzyła szeroko swoje szare oczy i położyła obie dłonie na moim torsie. Zakryłem je swoimi, o wiele większymi dłońmi. Wtedy dopiero zobaczyłem w jej twarzy iskrę niepewności. Jakby ten dotyk różnił się od pozostałych. I po chwili zrozumiałem, że rzeczywiście się różni. Jest w nim więcej czułości.
A więc to był jej słaby punkt. Strach przed uczuciami.
Złaczyłem nasze usta w żarliwym pocałunku. Od razu się uspokoiła i z zaangażowaniem oddała pocałunek. Zrzuciła z siebie kurtkę i to samo zrobiła z moją koszulką. Wtedy też odsunęła się na odległość jednego kroku i z ogromną uwagą przyjrzała się mojemu nagiemu torsowi. Nie. Przyjrzała się moim tatuażom. Przejechała po nich palcem wskazującym, cały czas przegryzając przy  tym dolną wargę.
-Piękne - szepnęła bardziej do siebie niż do mnie.
-Ty jesteś piękna - wypaliłem nim zdążyłem to dokładnie przemyśleć. Z drugiej strony oczekiwała ode mnie spontaniczności.
-Naprawdę? - Spojrzała na mnie z ukosa.
-Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo... - przy każdym 'bardzo' pozbawiałem jej kolejnej warstwy ubrania, aż w końcu stanęła przede mną naga. -...piękna.
-Teraz mi powiedz, że mam piękne oczy - podsunęła.
-Masz piękne oczy.
-Więc dlaczego w nie nie patrzysz? - Złapała mnie delikatnie za brodę i uniosła głowę.
Chciałem jej odpowiedzieć, ale za nic nie mogłem napatrzeć się na jej cudowne ciało. Była chudsza niż się spodziewałem, z łatwością policzyłem wszystkie jej żebra. I choć nienawidziłem gdy dziewczyna celowo się głodziła by osiągnąć taki efekt, szczerze wątpiłem by Chantal również musiała poddawać się diecie. Szyję miała pokrytą niedawno zrobionym malinkami i z jakiegoś powodu to nakręciło mnie jeszcze bardziej.
Nie mogłem dłużej wytrzymać bez jej dotyku. Przywarłem do niej całym ciałem, jednocześnie walcząc ze spodniami. Całując się opadliśmy na łóżko, a Chantal zgrabny ruchem rozpięła mój rozporek. Jeansy powędrowały do sterty jej ubrań, a bokserki zaraz po tym.
-Nie mam prezerwatywy - wbrew pozorom nie chodzę wszędzie z kondomem jakbym liczył na seks z każdą napotkaną dziewczyną.
-O to się nie martw - zapewniła.
Więc się nie martwiłem. Ułożyłem ją wygodniej na poduszkach i zacząłem całować każdy centymetr jej ciała. Zaczynając od ust, poprzez żuchwę, szyję, obojczyk i piersi. Jęknęła cicho, gdy moje wargi przyssały się do jej brodawki. Nakręcony tym dźwiękiem całowałem ją dalej. Skórę brzucha miała niezwykle wrażliwą, przy każdym kontakcie wzdrygała się lekko, a im niżej wędrowałem tym trudnej było jej leżeć nieruchomo. Jedną ręką złapałem ją za biodro chcąc przytrzymać ją w miejscu,
drugą leniwie gładziłem wewnętrzną stronę jej uda. Czułem jak robi się coraz bardziej mokra i niecierpliwa. Mój dotyk wystarczał by ją zadowolić.
-Dobrze ci?
-Mhmm - nawet nie otworzyła oczu, do reszty pochłonięta doznaniami.
Puściłem ją na moment i ułożyłem się tak by mieć na nią lepszy widok. Mruknęła niezadowolona tą nagłą przerwą i otworzyła jedno oko by móc obrzucić mnie oskarżycielskim spojrzeniem. I kto tu był niecierpliwy. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w czubek piegowatego nosa. Zaśmiała się cicho, marszcząc nos. Urwała, gdy powoli w nią wszedłem. Skrzywiła się, nim jednak zdążyłem to dokładnie wychwycić była już rozluźniona i z nową pasją zaczęła mnie całować. Jej wścibskie palce na nowo odnalazły moje tatuaże. Bładziła po  nich od toru po barki, ani na chwilę nie odrywając się przy tym od moich ust.
W pewnym momencie znieruchomiała z błogą miną.
- Merde!
To słowo było idealnym podsumowaniem, gdy wyczerpany padłam obok niej.

piątek, 25 grudnia 2015

List pożegnalny

Zayn,
nigdy, nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że napiszę do kogokolwiek list pożegnalny. I chyba nie do końca to robię, bo nie mam zamiaru użalać się nad beznadziejnością mojego życia. Cholera! Przecież było wspaniałe! Naprawdę. Ostatni miesiąc był najlepszym spośród wszystkich innych, a przecież dobrze wiesz, że w moim słowniku nie istnieje coś takiego jak nuda. Przez ten czas nauczyłeś mnie bardzo wiele o życiu, otworzyłeś mi oczy na wiele spraw, pokazałeś czym jest miłość, nawet jeśli tak uparcie zaprzeczałam jej istnieniu.
Przepraszam, że robię to dopiero teraz, chyba za bardzo bałam się odpowiedzialności tych słów by powiedzieć ci je prosto w twarz, ale wiedz że Cię kocham. Tak strasznie, że przeraża mnie to bezustannie. Budząc się czuję ciężar tego uczucia, kładąc się spać ciężar nie zmniejsza się nawet o gram. Ale to dobre uczucie, przysięgam. Jestem dumna mogąc go doświadczać i to z twojego powodu! Nawet nie wiesz jak cholernie się boję, że odchodząc stracę i to. Tak Zayn, to nie śmierć mnie przeraża, dawno się z nią pogodziłam, lecz świadomość, że być może po tamtej stronie czymkolwiek ona się okaże, nie dane mi będzie doświadczać tego ciężaru w moim sercu.  
I skoro już to powiedziałam, musisz mnie nienawidzić, bo następuje to w tak trudnej dla ciebie chwili. Nigdy nie zaprzeczałeś co do mnie czujesz, nawet gdy ja uparcie wmawiałam ci że oszukuje samego siebie (merde, to ja oszukiwałam siebie, nie odwrotnie), wobec tego wiem, że moja śmierć dotknie cię bardziej niż jesteś gotów przyznać, ale wiem również że chociaż postarasz się mnie zrozumieć. Tylko ty jeden możesz pojąć co siedzi mi w głowie, ponieważ tylko ty jeden zdołałeś pojąć co siedzi w moim sercu.
Nazwij mnie egoistką, nie bój się, zrób to. Skoro mówiłeś mi to tysiąc razy w twarz, dlaczego nie możesz tego powiedzieć w pustkę? Przecież masz rację! Jestem egoistką i to ogromną. Moja śmierć nie ma w sobie wiele z dramatu Szekspira, tego gościa którego Anglicy czczą niczym cholernego boga. Moim zdaniem jego dzieła są nudne i w dodatku ciężko je zrozumieć, niczym bełkot pijanego człowieka, bo też jestem zdania, że pisząc musiał być nieźle zalany. Ale jak zwykle odbiegam od tematu, przepraszam! Nawet w obliczu własnej śmierci nie mogę pokonać potoku słów zalewających moje myśli. Tak czy inaczej dążę do tego, że zabiłam się by oszczędzić sobie cierpień. Dowiadując się o chorobie nie chciałam walczyć. Znasz mnie i wiesz że nie brakuje mi ducha walki, ale to było coś innego. Nie można wypowiedzieć wojny nieuniknionemu. Dlatego pogodziłam się ze swoim losem i żyłam tak jak chciałam żyć, szalenie, bez szpitali i niepotrzebnego bólu. Każdy dzień gdy śmiałam się i tańczyłam w deszczu zamiast leżeć na oddziale onkologii przybliżał mnie do śmieci. Ale to nic. Wiem że mnie zrozumiesz. Gdybym podjęła leczenie nie byłabym sobą, a najbardziej na świecie nie chciałam umrzeć stając się kimś innym. Za cenę wczesnej śmieci pragnęłam pozostać tą samą Chantal. I nie możesz mnie za to winić, bo przecież zakochałeś się we mnie właśnie dlatego że nigdy nikogo nie udawałam. Byłam prawdziwa. Ty przy mnie też byłeś prawdziwy, wiesz, że to uczucie jest warte więcej niż złoto.
Pamiętasz jak spotkaliśmy się po raz pierwszy? Na pewno pamiętasz. Kiedyś nawet wspomniałeś, że wyglądałam wtedy jak różowy huragan. Nie zapytałeś dlaczego uciekam, po prostu złapałeś mnie za rękę i poprowadziłeś z dala od problemu. Wtedy zupełnie nieświadomie oddałam ci serce. Nie miałeś o mnie zielonego pojęcia, a i tak stanąłeś po mojej stronie. Zawsze to robiłeś, zawsze mnie broniłeś nawet jeśli popełniłam jakiś błąd. Dla ciebie nie miało to znaczenia, stałeś za mną murem. I to było więcej niż mogłam pragnąć. Ta bezwarunkowa wiara we mnie, tylko ty się na nią zdobyłeś. Dlatego mam nadzieję, że teraz również to zrobisz. Zaufasz mi, nawet jeśli to cię rani i w głębi duszy chcesz mnie przeklinać z rozpaczy. Proszę o tak wiele, ale ta jedna prośba i tak zginie w morzu innych, które wygłosiłam przed śmiercią. Ostatni raz zaprzyj się i weź moją stronę. Ostatni raz z hardą miną ogłoś światu, że się nie pomyliłam.
Bo są ludzie ostrożni, szaleni i jest Chantal, czyż nie tak zwykłeś mawiać? Moja śmierć nie jest wyborem ostrożnym, bo ta cecha nigdy do mnie nie pasowała. Nie jest też szalona, bo tak naprawdę się boję, a w szaleństwie nie ma miejsca na strach. Nie, moja decyzja jest decyzją Chantal, nie można jej zrozumieć w żaden sposób. Jednak ty i tak spróbujesz, a choć ci nie wyjdzie, wmówisz sobie, że jest inaczej.
Może ten list ci pomoże, a może wręcz odwrotnie, załamiesz się jeszcze bardziej. Nie będę ci mówić żebyś się otrząsnął i żył dalej, przecież umarłam i należy mi się pamięć. Nie chcę też byś umniejszał mój wkład w twoje życie. Proszę jednak byś pamiętał że to był twój wybór. Z uporem wariata chciałeś mnie pokochać, więc z tym samym uporem pogódź się z moim odejściem. Płacz, to nic złego. Krzycz, tak jak ja gdy miałam gorszy dzień. Każ mi iść do diabła, kto wie może właśnie tam teraz jestem. Ale raz na jakiś czas uśmiechnij się bo wiesz jak bardzo kocham twój uśmiech. Jego strata byłaby gorsza niż moja śmierć. Uśmiechnij się, bo musisz mieć nadzieję, że ten uśmiech kiedyś stanie się szczery. A kiedy to już nadejdzie, spojrzysz w niebo i po raz tysięczny zapytasz, dlaczego nie mogę być mniej skomplikowana. Nie odpowiem ci, doskonale znasz odpowiedź. I pomimo bólu, którego ci przysporzyłam ostatni raz szepniesz, że kochasz mnie do szaleństwa. Wtedy też nie odpowiem, ale na pewno się uśmiechnę. Przytaknę głową i wyrażę zgodę. Bo zdaję sobie sprawę, że gdy z twoich ust padną te słodkie słowa, pożegnasz się ze mną tak ostatecznie, zaś moje miejsce zajmie ktoś inny. Nienawidzę się dzielić, tak bardzo nienawidzę, ale zrobię wyjątek. Odeszłam, dokonałam wyboru, a ty zasługujesz by w twoim sercu na nowo zapłonęła miłość. Żyj dalej, kochaj dalej, raz na jakiś czas o mnie pomyśl. Pomyśl, jak szalone zrobiło się twoje życie, kiedy się w nim pojawiłam, a później spójrz na dziewczynę, której na nowo oddałeś część siebie i cholera, podziękuj mi, bo gdyby nie ja, nigdy byś jej nie spotkał.
Twoja Chantal

Rozdział 1

-Zayn, słuchasz co do ciebie mówię?
Spojrzałem ze znudzeniem na Paula, naszego menadżera. Z reguły naprawdę starałem się uważać w trakcie jego długich i mało interesujących wykładów, ale dzisiaj nie miałem do tego głowy. Ludzie krążący po galerii byli zbyt głośni, obsługująca nas kelnerka bez przerwy rzucała mi tęskne spojrzenia, a grupka chichoczących dziewczyn działała mi na nerwy. To był jeden z tych dni, gdy powinienem zostać w domu, korzystając z samotności.
-Jasne - mruknąłem bez przekonania. - Więc na czym skończyliśmy?
-Właśnie tłumaczyłem jaki image będzie dla was najbardziej korzystny. Zdjęcia z imprez nie mieszczą się w jego zakresie.
Ciągnął dalej, ale ja już się wyłączyłem. Bardzo dobrze znałem tą gadkę, słyszałem ją po każdej nocy spędzonej w klubie. Nie żeby było ich wiele, przy tak napiętym grafiku nie mogłem nawet odwiedzić znajomych, a co tu dopiero mówić o dzikiej zabawie z nimi.
Brzdęk szkła wyrwał mnie z zamyśleń. Louis jęknął przeciągle na co Niall wybuchł gromkim śmiechem. Paul przerwał swój wykład i zupełnie opanowany poprosił przechodzącą obok kelnerkę o serwetki. To była jedna z typowych sytuacji, gdy znudzony Lou przypadkiem coś niszczy, na nikim już nie wywierało to wrażenia. Ja też nie przywiązałbym do tego większej wagi, gdyby nie fakt, że wciąż ciepła herbata zalała moje spodnie i koszulę. Wstałem od stołu i mrucząc z irytacji zacząłem przepychać się do łazienki. Ta w kawiarni ciągnęła się w nieskończoność, więc w coraz gorszym nastroju musiałem znaleźć inną wewnątrz centrum. Ludzie ukradkiem spoglądali na moje mokre jeansy. Nikt nie rozpoznał we mnie gwiazdy, bo też o wiele ciekawszy okazał się fakt, że wyglądam jakbym się zsikał.
-Zatrzymaj się!
Odruchowo stanąłem w miejscu, choć okrzyk wcale nie był skierowany do mnie. Nie musiałem się długo wysilać by zgadnąć do kogo jest adresowany. Różowowłosa dziewczyna biegła pod prąd, przepraszając i rozpychając się umazanymi na czarno rękami. Na ramieniu miała zawieszoną torebkę, która wyrządzała przechodniom najwięcej szkód, co rusz waląc kogoś po głowie. Auć.
- Excusez moi! Bardzo mi przykro!
Jednak wcale nie wyglądała na skruszoną, co więcej wydawało się, że cała sytuacja niezwykle ją bawi.
Nie zdawałem sobie sprawy, że w dalszym ciągu stoję w miejscu dopóki dziewczyna na mnie nie wpadła. Otworzyła zaskoczona usta, jakby spodziewała się, że nim do mnie dotrze, usunę się na bok tak samo jak inni. I zrobiłbym to, gdybym z takim zaangażowaniem nie obserwował całej sytuacji. W obliczu tego nudnego dnia, to wydarzenie było niezwykle interesujące.
-Merde! - zaklęła z pasją i pospiesznie zerknęła za siebie. Ochroniarz z każdą chwilą był coraz bliżej.
Niewiele myśląc złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę najbliższego sklepu. Nie stawiała najmniejszego oporu.  Pozwoliła bym ją poprowadził i nawet nie zapytała dokąd zmierzam.
Kasjerka przez moment stała osłupiała za ladą. Czekałem aż nadejdzie moment rozpoznania, a gdy to nastąpiło natychmiast kazałem jej opuścić kratę.
-Wow, to się nazywa mieć wpływy - Różowowłosa była pełna uznania.
Mówiła z silnym akcentem i ciężko było mi pojąć sens jej słów, ale o dziwo miało to w sobie pewien urok.
Wyprowadziłem ją na zewnątrz drzwiami dla personelu i dopiero wtedy opuściła mnie cała adrenalina. Nie miałem pojęcia dlaczego jej pomogłem. Skoro goniła ją ochrona, musiała coś przewinąć. Może była złodziejką, a nawet jeśli to niezbyt udaną, bo nie widziałem, żeby miała przy sobie jakiś skradziony dodatek. Pomoc nieudolnej złodziejce nie stanowiła mojego priorytetu. A jednak tu byłem.
-Merci - uśmiechnęła się uroczo i odgarnęła zabłąkany różowy kosmyk za ucho.
-Nie ma sprawy.
-Tutejsi ochroniarze są tacy... - zmarszczyła brwi szukając odpowiedniego angielskiego słowa. - Sztywni.
-To zależy co przeskrobałaś.
Zaśmiała się bez cienia skrępowana. Już za sam ten śmiech mógłbym wiele zrobić.  Zakrawał o chichot, jednoczenie będąc pozbawionym tego drażniącego głupkowatego wydźwięku.
-Upiększyłam kilka kinowych plakatów - wyznała. Na potwierdzenie pokazała mi umazane markerem ręce. Przewróciłem rozbawiony oczami, a wtedy ona przyjrzał mi się uważnie. Zagryzła w skupieniu wargę i już czekałem na pisk czy prośbę o autograf, gdy ona ponownie wybuchła śmiechem. - Może to głupi, ale wydaje mi się, że twoje zdjęcie też pomazałam.
Przez ten akcent nasza wzajemna komunikacja nieco kulała. W końcu zrozumiałem co próbuje mi powiedzieć i nie mogłem do niej nie dołączyć w kolejnej salwie śmiechu. Od tygodnia w kinach grany był nasz drugi film, a reklamujące go plakaty można było znaleźć niemal wszędzie. Nie wątpiłem więc w jej prawdomówność.
- Tak, to bardzo prawdopodobne.
Dziewczyna pokiwała energicznie głową, a jej wzrok zatrzymał się na moich poplamionych spodniach. Z jej twarzy można było czytać jak z otwartej księgi, nie ukrywała ani jednej emocji i choć z reguły byłem beznadziejny z rozszyfrowywaniem ludzi, a tym bardziej kobiet, to teraz nie miałem wątpliwości co myśli.
-To herbata - wytłumaczyłem.
-Oui, herbata - przytaknęła. - Wy, Anglicy uwielbiacie herbatę.
-A wy Francuzi bagietki.
- Non! - zmarszczyła nos z niesmakiem. - Nienawidzę baguettes.
Nie miałem pojęcia jak przedłużyć naszą rozmowę, a za wszelką cenę nie chciałem jej jeszcze kończyć. Brzmiało to banalnie i oklepanie, ale jeszcze nigdy nie spotkałem tak interesującej osoby. Potrafiła zamienić zwykłą niechęć do wypieku w niezwykle emocjonalną wypowiedź. Poza tym nie przywiązała najmniejszej wagi do tego, że musiałem być kimś sławnym, skoro jak sama przyznała pomazała moją plakatową podobiznę. Takie osoby to rzadkość, a tym bardziej jeśli przy okazji są cholernie intrygujące.
Problem rozwiązał się sam, gdy Różowowłosa z ogromną energią wyciągnęła przed siebie rękę.
-Jestem Chantal - powiedziała na jednym wydechu. - Chantal Pierce.
- Zayn Malik.
Uścisnąłem jej rękę, która okazała się niezwykle delikatna jak na tak ruchliwą osobę. Chwyt jednak miała silny i pewny, nie było w nim choćby cienia skrępowania.
-Francuzi znani są z dobrych manier - zauważyłem z uśmiechem i niechętnie puściłem jej rękę.
-Poznałeś samych nudnych Francuzów, Zaynie Maliku. Ale ja to zmienię, obiecuję.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że uwielbiam sposób w jaki wymawia moje imię. Otworzyłem usta by jej coś odpowiedzieć, ale w tym momencie zadzwonił mój telefon. To był typowy dla Harry'ego brak wyczucia czasu. Odrzuciłem połączenie, doskonale wiedząc dlaczego dzwoni. Minęło już dwadzieścia minut od mojego wyjścia z kawiarni i zakładam, że dla nich to o piętnaście minut za dużo. Problem w tym, że ja wcale nie chciałem wracać. Wolałem stać na tyłach galerii z zakręconą Francuzką u boku i w skupieniu słuchać jej melodyjnego głosu, licząc, że uda mi się zrozumieć co chce mi przekazać.
Zbyt długo musiałem na nią patrzeć, bo uśmiechnęła się promiennie, jakby w odpowiedzi. Miała naprawdę ładny uśmiech. Właściwie to nie tylko uśmiech, cała była ładna. Nie wytapetowana czy zbyt starannie ubrana, biła z niej raczej naturalna uroda. Duże szare oczy okalane gęstymi rzęsami, zadarty nosek z kilkoma piegami, usta rozciągnięte w uśmiechu. Do tego długie fale różowych włosów, jasna dresowa sukienka i trampki pomazane markerem.
-Dlaczego mi się przyglądasz? - zapytała neutralnie. Nie była ani skrępowana, ani dumna z uwagi, którą jej oferuję. Po prostu była ciekawa.
-Przypominasz mi kogoś - palnąłem, bo to było pierwsze co przyszło mi do głowy.
-Wcale nie - pokręciła z rozbawieniem głową. - To najgorsza wymówka jaką mogłeś wymyślić.
-Skoro znasz odpowiedź, to dlaczego pytasz?
-Bo tylko tak można wyciągnąć z ludzi odrobinę prawdy.
Mój telefon znowu zadzwonił. Przekląłem w myślach i bez entuzjazmu zerknąłem na wyświetlacz. Tym razem dobijał się do mnie Liam, a to znaczyło, że sprawa robi się poważna. Zmuszali Payne'a do wydzwania do mnie tylko wtedy, gdy stracili nadzieje, że odbiorę od kogokolwiek innego.
-Odbierz - poradziła. - Nie zniknę.
-A jeśli jednak...?
-To twoje życie stanie się o wiele smutniejsze - odparła z prostotą.
I choć było to przerażające, wiedziałem, że ma rację.
Idąc za jej poleceniem wysłuchałem monologu Liama, który z opanowaniem godnym ojca tłumaczył, że ignorowanie połączeń i znikanie na nie wiadomo jak długi czas jest cholernie nieodpowiedzialne. Przytakiwałem, gotowy przyznać się do błędu byleby tylko mieć to za sobą. Na koniec obiecałem, że niedługo do nich wrócę i się rozłączyłem.
-Musisz wracać - Chantal stwierdziła, a w jej oczach zamigotały iskierki rozczarowania.
-Tak - potwierdziłem. - Ale spotkamy się jeszcze, prawda?
Miałem ochotę się zbesztać. Ta błagalna nuta w moim głosie czyniła ze mnie desperata, a to nie świadczyło o mnie najlepiej. Tyle, że nie mogłem odejść bez upewnienia się, że to nie ostatnie nasze spotkanie. Spędziłem z tą dziewczyną pół godziny, uratowałem ją od aresztu i obserwowałem jak jej twarz zmienia się z każdym kolejnym zdaniem. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim straciłem dla niej głowę.
-Oui, dlaczego nie? - Choć co chwilę się uśmiechała, i tak nie mogłem powstrzymać rozczulenia, które ogarniało mnie za każdym razem gdy to robiła.
Sięgnęła po mój telefon, a ja nawet nie mrugnąłem. Z reguły nie pozwalałem by mój blackberry był dotykany nawet przez resztę chłopaków, ale to było co innego. Z zainteresowaniem patrzyłem jak otwiera moje wiadomości i bez cienia zainteresowania tymi wysłanymi, tworzy nową. Subtelnie zakryła ekran dłonią, dopisała jeszcze kilka liter, po czym oddała mi urządzenie.
-Au revoir!
Odwróciła się i z ostatnim posłanym mi uśmiechem, odeszła.